Od chwili wejścia Polski do Unii Europejskiej i otwarcia się dla Polaków rynków pracy w Unii Europejskiej dramatycznie rośnie liczba rozwodów. Także na Podkarpaciu zjawisko masowej emigracji zarobkowej coraz częściej oznacza rodzinne dramaty. Według danych statystycznych, w ostatnim okresie liczba rozwodów w całym kraju wzrosła o około 30 procent. Nawet na konserwatywnym Podkarpaciu, gdzie instytucja rodziny uważana jest niemal za świętość, tylko w pierwszym roku od wejścia do Unii Europejskiej o jedną piątą zwiększyła się liczba formalnie zakończonych związków. Ofiary emigracji - To niewątpliwie w dużej mierze efekt masowej, niespotykanej dotychczas emigracji zarobkowej. Polskie małżeństwa, zwłaszcza te z krótkim stażem, okazały się nieodporne na rozstania - mówi Henryk Pietrzak, psycholog społeczny z Rzeszowa. Problem przede wszystkim dotyka młodych ludzi, którzy za granicą, pozbawieni stałego kontaktu z bliskimi, są szczególnie podatni na różnego rodzaju pokusy. Inna kultura, lepsze warunki bytowe sprawiają, że wiele osób praktycznie zrywa kontakty z najbliższymi w kraju, na obczyźnie rozpoczynając nowe życie. Naukowcy alarmują, że emigracyjne wyjazdy sprawiają, iż wiele osób już w pierwszym okresie pobytu za granicą zaczyna szukać bliskich osób. W praktyce oznacza to nieformalne związki i romanse, z czasem prowadzące do rozkładu rodzin w kraju. A pierwotnie planowany czas pobytu na obczyźnie zaczyna się gwałtownie wydłużać. Dzieci pozostawione własnemu losowi Eurorozwody to kolejny problem związany z masową emigracją zarobkową. Były naczelnik Związku Harcerstwa Polskiego Ryszard Pacławski kilka miesięcy temu zwrócił uwagę na mało znane wcześniej zjawisko tzw. sieroctwa emigracyjnego. Wiele tysięcy dzieci pozostało bez opiekunów, którzy wyjechali za chlebem. Zjawisko stało się tak powszechne, że w wielu miejscowościach około połowy dzieci mieszka tylko z jednym rodzicem, wiele maluchów nie ma w ogóle opiekuna prawnego. SZYMON JAKUBOWSKI