Co roku tragedia utraty dziecka dotyka tysięcy rodzin. - Po śmierci dziecka nic już nie jest takie same. Bólu pustych ramion nie da się porównać z żadnym innym cierpieniem - zwierzają się rodzice. - Zjawiłam się w szpitalu z bólem brzucha, zostałam na oddziale. Następnego dnia podczas badania, usłyszałam: ''przykro mi, jest prawie maksymalne rozwarcie, pęcherz wpuklony''. Wyłam jak zwierzę, słyszał mnie cały szpital, przybiegł mój mąż, wył ze mną, wiedzieliśmy, co się stanie - opowiada mama Nikodema na stronie www.dlaczego.org.pl. Z ogromnym bólem wspomina: - Pamiętam tylko, że coś mi podano, ocknęłam się na sali zabiegowej, gdzie po kilku parciach przyszedł na świat nasz synuś Nikodem. Na moje życzenie położono mi go na brzuchu, czekano, aż ustanie tętnienie, by przeciąć pępowinę, a on ruszał się, (...) był taki piękny. Marzyłam tylko o tym, by go wziąć w ramiona, pocałować. Kiedy przecięto pępowinę, zawołano mojego męża. Tuliliśmy synka na zmianę, patrząc, jak próbuje złapać oddech, którego nie uda mu się zaczerpnąć. Był z nami około 2 minut. Trzymaliśmy go w ramionach i całowaliśmy na zmianę, by zdążył poczuć, jaki jest upragniony i kochany. Wiedziałam, że odejdzie, pragnęłam, by nastąpiło to w naszych ramionach. Lekarze ulegli (...). Nie pozwoliłam podać sobie żadnych leków, dopóki Nikodemek nie usnął. I dalej czytamy: - Wywalczyliśmy dla naszego synka akt urodzenia i zgonu, świadectwo że był, że istniał, że walczył o życie przez te dwie minuty. Szpital, który zakwalifikował to jako poronienie, poddał się pod naporem naszych pism, zacytowanych ustaw. Oddała swojego żołnierzyka Zrozpaczona mama opowiada też o pogrzebie swojego maleństwa. - Wiedziałam, że muszę zrobić coś jeszcze, tak bardzo pragnęłam zobaczyć go raz jeszcze i utulić po raz ostatni. Mąż załatwił wszystko, w szpitalu byliśmy pół godziny przed panami z firmy pogrzebowej. Kupiliśmy mu cieplutki niebieski kocyk, błękitny kaftanik w samochodziki, malutką białą czapeczkę, mąż wybrał mały niebieski samochodzik... Kiedy mi go dano, nie mogłam się powstrzymać, tuliłam go i całowałam, chciałam by ta chwila trwała wiecznie. Kiedy go ubrałam wyglądał przepięknie, jakby spał (...). Ta chwila nie mogła jednak trwać wiecznie. Musiałam oddać swojego dzielnego małego żołnierzyka. Ułożyłam go na białej atłasowej pościeli, pocałowałam i powiedziałam: ''dobranoc syneczku, do zobaczenia...'' Mąż, płacząc ze mną, zamknął wieko nie takiego łóżeczka, jakie planowaliśmy dla naszego synusia Nikodema... Śmierć czai się wszędzie Statystyki dotyczące zgonów są porażające. W naszym kraju gehennę poronienia przeżywa ponad 40 tys. kobiet rocznie i to niezależnie od wieku, stanu zdrowia, dbałości o siebie i ciążę. W ciągu jednego dnia aż 100 kobiet musi się pożegnać ze swoim nienarodzonym dzieckiem, musi pogrzebać swoje nadzieje na bycie mamą. Ale śmierć zbiera żniwo nie tylko wśród tych najmniejszych i najbardziej bezbronnych. Ponad 2 tys. dzieci nie dożywa 4. roku życia. Ok. 5 tys. matek i ojców nie może zorganizować dla swoich pociech wielkiej imprezy z okazji ukończenia osiemnastych urodzin.