- Dziewczynka ma złamanie kompresowe, tzw. zgnieceniowe dziewiątego kręgu piersiowego, bez powikłań neurologicznych - mówi dr n. med. Sławomir Snela, ordynator oddziału ortopedii i traumatologii dziecięcej w Szpitalu Wojewódzkim nr 2 w Rzeszowie. - Gdy ból ustąpi, a kręgosłup się ustabilizuje, będziemy ją już sadzać w gorsecie i po kilku dniach pójdzie do domu. Gorset będzie musiała nosić przez około 3 miesiące. Dziecko wymaga specjalnej troski - To, że mała spadła, mogę zrozumieć, ale tego, że nikt nie zawiadomił o wypadku ani mnie, ani męża, nie mieści mi się w głowie - mówi mama dziewczynki. - Przecież córeczka ma stopień niepełnosprawności, wymaga może nie specjalnej troski, ale jakiegoś dozoru, może większej uwagi. Trudno, spadła, ale szkoła powinna zareagować. Mają wszystkie numery telefonów i do mnie, i do męża. Kiedy po nią przyjechałam, od razu widziałam, że dzieje się z nią coś złego. Siedziała skulona i skarżyła się na ból głowy i pleców. Dlatego prosto ze szkoły pojechałam do szpitala. Po prześwietleniu kręgosłupa lekarz nie kazał córeczce nawet podnosić do góry głowy. Swoje już przeszła Kłopoty dziecka zaczęły się tuż po porodzie. Lekarze nie dawali dziewczynce szans na normalne życie. Na szczęście po intensywnej rehabilitacji dziewczynka chodzi, mówi i słyszy. - Pozostał jej tylko lekki niedowład, a po tym upadku mogliśmy wrócić do początku drogi - mówi drżącym głosem pani Anna. Szkoła bije się w piersi - Obowiązkiem nauczycielki było poinformowanie o wypadku dyrekcji i zawiadomienie rodziców - mówi Bogumiła Bomba, dyrektor Szkoły Podstawowej w Tyczynie. - Nie zrobiła tego, bo, według niej, po upadku nic nie wskazywało na to, że dziecko doznało poważnego urazu. Po przeprowadzeniu rozmów wyjaśniających wyciągnęliśmy wobec niej konsekwencje służbowe. Na jej usprawiedliwienie mogę powiedzieć, że to młoda nauczycielka, ale sumienna i oddana pracy z dziećmi. Między wypadkiem a odebraniem dziecka przez matkę nie minęło więcej niż około pół godziny. Anna Moraniec