Zawodnik, który miał być kluczową postacią w drużynie, znowu zniknął bez wieści. Po tym, jak w zeszłym tygodniu Uwakwe, bez niczyjej wiedzy, opuścił Stalową Wolę, klub zajął oficjalne stanowisko, w którym twierdził, że jego absencja jest związana z koniecznością załatwienia formalności związanych z jego pobytem i zezwoleniem na pracę w Polsce. I rzeczywiście, dwa dni później piłkarz pojawił się w klubie, tyle, że nazajutrz znowu go nie było... Czarna Perła Longinus Uwakwe trafił do Stalowej Woli za pośrednictwem Antoniego Ekfuate, menedżera, który pojawił się tu wraz z Albinem Mikulskim. Piłkarz szybko, z obiektu niewybrednych żartów, stał się wybijającą postacią w zespole i ulubieńcem publiczności. Warunki fizyczne, technika i dynamika to jego największe atuty. - Nie jest to typ egzekutora, ale w drużynie piastował ważną funkcję. W nadchodzącym sezonie miał być tym, przez którego przechodzi najwięcej podań. Pod którego ustalana jest taktyka - mówi Władysław Łach, trener Stali, który nie wierzy już w powrót Longinusa. Pan i jego niewolnik Uwakwe bardzo chce zostać w Stalowej Woli. Wielokrotnie podkreślał to w rozmowach z zarządem klubu i dziennikarzami. Wygląda jednak na to, że jego menedżer ma zupełnie inne plany. A że ma olbrzymi wpływ na swojego zawodnika, to obecna sytuacja przypomina sceny z filmu "Niewolnica Isaura". Tydzień przed ligą Uwakwe zamiast trenować, jeździ tam, gdzie wskaże mu menedżer. Ściślej rzecz ujmując, na Ukrainę, gdzie być może załapałby się do szerokiej kadry Karpat Lwów. Na 90 procent Równo rok temu osobiście wyjechałem na dworzec PKP po Uwakwe. Wówczas nikt nie słyszał o tym zabiedzonym chłopcu, którego przygarnęliśmy i daliśmy szansę wypromowania się. Dziś, kiedy zbudował formę i pokazał, na co go stać, menedżer próbuje zbić interes - nie kryje rozgoryczenia Jerzy Lompe, szef sekcji piłkarskiej w "Stalówce". Dodaje, że warunki kontraktu w Stali zostały już dawno ustalone. Dziś po raz kolejny ma spotkać się z menedżerem. Wierzy, że Uwakwe jeszcze przez co najmniej pół roku będzie grał w Stalowej Woli. - Mam ustne zapewnienie obu zainteresowanych. Dziś chcę mieć to na piśmie. Nie wyobrażam sobie, że po tym, co dla Longinusa zrobiliśmy, może być inaczej - kończy Jerzy Lompe. PIOTR PYRKOSZ