Niedźwiedź grasuje w Bieszczadach. Włamał się do gołębnika i zjadł ptaki
Na śniadanie zjadł gołębie, a potem buszował w śmieciach pozostawionych na terenie innej posesji. Z powodu grasującego w okolicy niedźwiedzia, na mieszkańców bieszczadzkiej miejscowości Wołkowyja padł blady strach. - Boję się wychodzić z domu na podwórze - podkreśla w rozmowie z Polsat News mieszkanka miejscowości.
Zeszłej nocy niedźwiedź wszedł na teren posesji pani Justyny od strony stawu. Po buszowaniu w śmieciach, pozostawił po sobie ślady w postaci odcisków łap. Przy poprzedniej wizycie niedźwiedź grasujący w Wołkowyi w gminie Solina (woj. podkarpackie) wyrządził jednak znacznie większe straty.
- Pierwszy raz przyszedł w nocy z niedzieli na poniedziałek. Wszedł do kurnika, zabił i zjadł kury. Potem poszedł w kierunku klatki z królikami. Część zwierząt zjadł, ale zostały też niezjedzone resztki - opisuje w rozmowie z Polsat News Justyna Domańska, właścicielka gospodarstwa w Bieszczadach.
Kobieta straciła w sumie siedem królików i kilkanaście kur. Niedźwiedź pozostawił po sobie także pamiątkę na murze w postaci śladów pazurów. Pani Justyna podkreśla, że obawia się o bezpieczeństwo własnych dzieci.
- Po dzisiejszej wizycie boję się wyjść z dziećmi na spacer, nad wodę, czy w stronę kościoła - mówi mieszkanka Wołkowyi.
Niedźwiedź odwiedził także inną mieszkankę Wołkowyi, która zostawiła na śledzie tarasie. Drapieżnik zjadł ryby, ale cebulę zostawił. Na terenie kolejnego gospodarstwa drapieżnik włamał się do gołębnika i zjadł ptaki.
Jak relacjonuje reporterka Polsat News Katarzyna Szczyrek, to nie pierwsza taka sytuacja w okolicy. Prawdopodobnie to ten sam osobnik, który nawiedził mieszkańców gminy Solina rok temu.
- Zauważył, że można tutaj łatwo zjeść. Ludzie mówią, że traktuje tę miejscowość jak stołówkę - wyjaśnia dziennikarka.
W ubiegłym roku niedźwiedź był trzykrotnie odławiany i wywożony w kierunku Barwinka, czyli ok. 100 km dalej. Za każdym razem jednak wracał. Miał założoną obrożę telemetryczną, żeby specjaliści mogli śledzić jego położenie. Drapieżnik poradził sobie z obrożą, bo po prostu ją zdjął.
Na miejscowych padł blady strach. Mieszkańcy zaapelowali do urzędników, aby przedsięwzięli jakieś kroki zaradcze. Wójt gminy Solina Adam Piątkowski podkreśla, że z jego inicjatywy udało się stworzyć grupę interwencyjną oraz pozyskać środki na zakup sprzętu służącego do odstraszania i odławiania drapieżnika.
- To kwestia bezpieczeństwa. Mamy do czynienia z potężnym, dzikim zwierzęciem i nie chcemy, żeby doszło do tragedii. Odpowiednio wyposażona i rozlokowana grupa interwencyjna daje szansę na zwiększanie bezpieczeństwa - podkreśla.
Działania ze strony gminy mają ruszyć lada dzień. Specjalna ekipa będzie czuwała nad bezpieczeństwem mieszkańców nie tylko Wołkowyi, ale także całej gminy Solina. Mieszkańcy liczą, ze odetchną i wreszcie poczują się bezpiecznie.
W zeszłym roku w okolicy grasowała około trzyletnia niedźwiedzica. Jeżeli byłby to ten sam osobnik co przed rokiem, to obecnie miałby już cztery lata.
- Widząc filmy i nagrania może nam się wydawać, że to "miłe, pluszowe zwierzątko". Tymczasem dzikie, potężne zwierzę może wyrządzić poważną krzywdę. Mieszkańcy liczą na to, że niedźwiedziowi odechce się do nich przychodzić i traktować ich miejscowość jak stołówkę - podsumowuje reporterka Polsat News.