Odrapana lamperia klatki schodowej, kilkunastometrowe kwatery i wspólna toaleta dla sąsiadów z piętra - to główne mankamenty tego budynku. W dodatku ściany wielu mieszkań w całości pokrywa pleśń i grzyb. W tej scenerii rozgrywa się dramat Marka Kisielewicza, który od ponad pół roku walczy o zamianę swojego lokalu. Pan Marek ma 51 lat i choruje na astmę. Mieszka, gotuje, je i śpi w pokoju połączonym z kuchnią. To jednak nie jego największe zmartwienie. Najgorszy jest grzyb na ścianach, od którego stan zdrowia pana Marka znacznie się pogorszył. Grzyb zajmuje połowę mieszkania, którego pełny metraż liczy 12 metrów kwadratowych. - Nie wiem już co mam robić. W ciągu dnia muszę wychodzić z domu, nie mogę tutaj siedzieć, po prostu się duszę. Najgorzej jest w nocy - ze łzami w oczach i z załamującym się głosem wyznaje pan Marek. Początek problemów W całym bloku nie ma centralnego ogrzewania, stąd każde mieszkanie wyposażone jest w grzejniki elektryczne. Pan Marek utrzymuje się z renty, z której na rękę zostaje mu 240 zł. Nie stać go na ogrzewanie mieszkania przy pomocy piecyków elektrycznych, bo rachunki za prąd zrujnowałyby jego bardzo skromny budżet. Włączył piecyk dopiero wtedy, gdy temperatura za oknem spadła poniżej zera. Doszło jednak niestety do tego, iż na ścianie pod którą stoi łóżko, zaczął wykwitać grzyb, a od przebywania w stęchłym powietrzu i spania w wilgotnej pościeli stan zdrowia pana Marka drastycznie się pogorszył. Do astmy oskrzelowej doszły takie schorzenia jak obustronna choroba płuc, bezsenność, nerwica i nawracające stany depresyjne. - Mój pacjent leczy się już od 2004 roku. Początkowo chorował tylko na zapalenie oskrzeli, które z czasem przeszło w astmę oskrzelową płuc - mówi lekarz pierwszego kontaktu dr Elżbieta Kuźmiar - Michalik. - Od czasu kiedy Pan Marek zamieszkał przy ul. Okulickiego stan jego zdrowia bardzo się pogorszył. Oprócz dodatkowych schorzeń pogłębiły się problemy natury psychicznej. - Pan Marek musi zażywać leki, jednak środki farmakologiczne nic nie dadzą, jeśli nadal będzie on przebywać w tym lokalu. Jego zdrowiu może pomóc wyłącznie zmiana miejsca zamieszkania - podsumowuje E. Kuźmiar - Michalik. Od czasu kiedy pan Marek otrzymał decyzję o eksmisji z poprzedniego mieszkania, zaczął systematycznie wysyłać pisma z prośbą o zamianę przyznanego mu lokalu. Do każdego dokumentu dołączał zaświadczenia lekarskie, które jasno stwierdzają natychmiastową i niezbędną zmianę otoczenia. - Już pomału tracę siły. Mam całą teczkę dokumentów, które nie skutkują, chyba pójdę z tym do sądu, bo nie widzę innego rozwiązania. Ostatnią nadzieję pokładam jeszcze w burmistrzu Sanoka. Może on mi pomoże? - zastanawia się Pan Marek. Światełko w tunelu szybko zgasło Przełomem okazał się dzień, w którym Kisielewicz otrzymał pisemną odpowiedź z urzędu miasta w Sanoku. - Gdy przeczytałem, że przyznają mi nowe lokum nie mogłem uwierzyć - mówi pan Marek. Jego szczęście nie trwało jednak długo. Okazało się, że nowe i długo wyczekiwane mieszkanie nie dość, że znajduje się w tym samym bloku, to w dodatku na tym samym piętrze. - Nogi pode mną się ugięły. Przecież ten blok nie jest w ogóle przystosowany do życia. W kolejnym mieszkaniu będzie to samo, proszę zaglądnąć do sąsiadów, oni też żyją z tym świństwem - mówi pan Marek wskazując ręką na zagrzybioną ścianę. - Poza tym tamto mieszkanie ma inny układ. Meble, które mam tutaj tam się już nie zmieszczą - urywa wypowiedź i chowa twarz w dłoniach. Jaki będzie finał? Problem w tym, że na terenie Sanoka brakuje mieszkań socjalnych. Miasto co prawda dysponuje kilkoma budynkami przeznaczonymi dla osób, które zostały przeniesione z mieszkań komunalnych na wniosek spółdzielni, jednak wszystkie lokale są obecnie zajęte. - Póki co jedyne wolne mieszkanie znajduję się przy ul. Okulickiego - podaje Jacek Gomułka, naczelnik Wydziału Gorspodarki Komunalnej i Ochrony Środowiska UM. - W żadnym wypadku nie mamy zamiaru zaszkodzić panu Kisielewiczowi, a wręcz przeciwnie - staramy się mu pomóc, czego przejawem była propozycja zamiany lokalu. W tej sprawie jednak zrobiliśmy wszystko. Nie możemy przyznać lokalu komunalnego, o który stara się pan Kisielewicz, bowiem na liście oczekujących jest ok. 300 rodzin, a niektóre z nich na mieszkanie czekają już od 1997 roku, a pan Kisielewicz złożył wniosek nieco ponad miesiąc temu - tłumaczy Jacek Gomułka. Sebastian Kieszkowski