- Nie damy za wygraną - zapowiadają odwołanie od wyroku. Osiedle Miechocin położone jest dosłownie "za płotem" jeziora machowskiego, niegdyś olbrzymiego wyrobiska siarkowego. Mieszkańcy domów położonych na skarpie nie należą jednak do tych, którzy w powstającym na terenie kopalni zalewie upatrują wielkiej szansy dla miasta, nadziei na dostatnie lata... Strefa niezgody Kopalnia nie od samego początku swego istnienia dawała się im we znaki. Negatywne, ich zdaniem, skutki jej sąsiedztwa odczuli dopiero, gdy ta zakończyła wydobycie i przystąpiono do prac rekultywacyjnych. - Żyliśmy w miarę spokojne do 2002 roku - wspominają. Alarm zaczęli podnosić, gdy zaczęły pękać ściany ich domów. Mimo iż inwestor i wykonawca robót, czyli Kopalnia Siarki "Machów" w likwidacji, zaprzeczał, ludzie nie mieli wątpliwości, co przyczyniło się do takiego stanu. - Prace przy budowie u podnóża skarpy kanału odprowadzającego wodę z powstającego jeziora do Wisły - twierdzili stanowczo, wskazując winnego. Jakby tego było mało, powstałych szkód nie mogli naprawiać, bowiem do stycznia tego roku mieszkali na terenie objętym tzw. strefą ochronną (decyzja wojewody ustanawiająca strefę, w obrębie której nie wolno było budować i prowadzić prac remontowych, wygasła 3 stycznia 2007 - przyp. red.). - Całe życie mieszkaliśmy tu z wizją wywłaszczenia - ubolewa Jadwiga Witoń, mieszkanka Miechocina. - Podczas gdy nasi rówieśnicy budowali domy, urządzali się, my czekaliśmy, kiedy nas stąd wysiedlą. Przegrali na siarce Dziś, gdy siarki nikt już nie wydobywa i kopalnia zakończyła swą działalność, mogą żyć spokojnie. Wywłaszczeń nie będzie. - I co nam z tego - denerwuje się Witoń. - Wywłaszczeń nie będzie, ale i odszkodowań nie będzie. Strefa się skończyła i mają nas w nosie. Jak zaznacza, są tacy, którzy na kopalni się dorobili, a oni są tymi, którzy z siarką przegrali. - Niech nikt nam nie mówi, że nam dobrze, bo mamy grunty w pobliżu jeziora - dodaje kobieta. - Co nam po nich? Zostały nam teraz stare domy, a czasy już inne i budować nie ma za co. Poza tym, nawet gazu tu nie mamy, bo też nie wolno było "podciągnąć". Wtórują jej i inni mieszkańcy miechocińskiej skarpy. - Ile przez te 40 lat istnienia strefy ponieśliśmy strat, na pewno da się policzyć - mówi Ewa Sałek. - Ale przegraliśmy też coś więcej. Zostaliśmy pozbawieni marzeń, marzeń o małym domku, spokojnym życiu.