Legalnymi nazwami ulic, które upamiętniają władzę ludową, są w tym miasteczku: 22 Lipca, Gwardii Ludowej, Janka Krasickiego i Aleksandra Zawadzkiego. Dyskusja na temat zmian patronatów ulic trwa w Kolbuszowej już od dłuższego czasu. Tego typu dekomunizacji miasta domagają się m.in. lokalni działacze "Solidarności". Zresztą rozpoczęli ją już na początku III RP, kiedy postarano się o zmianę ul. Lenina na 11 Listopada. Po niej znikli inni komunistyczni patroni. Ale część z nich pozostała. Marian Piórek, wiceprezes Regionalnego Towarzystwa Kultury im. Juliana Macieja Goslara w Kolbuszowej przed laty należał do PZPR. - Byłem wtedy przewodniczącym Związku Młodzieży Wiejskiej w Dzikowcu - wspomina Piórek. - A legitymacja partyjna pomogła mi w załatwieniu wielu spraw dla wsi, jak np. samochodu dla drużyny piłkarskiej, czy sali na imprezy dla mieszkańców. PZPR dawała młodzieży wiejskiej swoiste wyzwolenie. Pomogła również mnie, synowi chłopa - zaznacza. O nazwach ulic winni decydować ludzie - W 1995 roku całkowicie odszedłem od partii politycznych - kontynuuje. - Jestem człowiekiem wolnym i niezależnym. Jak już wspomniałem, wychowałem się w chłopskiej rodzinie chrześcijańskiej. Mój brat jest księdzem, ja zaś przez szereg lat byłem ministrantem. Tymi wartościami też kierowałem się w swoim życiu. Ludzie mnie znają, szanują i akceptują. Pytany o sens zmiany "starych" ulic, Piórek odpowiada jednoznacznie. - Nie da się całkowicie wymazać PRL-u z historii Polski, a o nazwach ulic powinni decydować ludzie - twierdzi. - W Kolbuszowej była już próba zmiany nazwy ul. 22 Lipca, ale nie wyrazili na to zgody mieszkańcy. I słusznie, bo to oni powinni decydować o nazwach dla swoich ulic. - Zbrodniarzy komunistycznych należy ukarać, a nie upamiętniać, ale nie wolno jednak wszystkich wkładać do jednego worka - kontynuuje historyk. - PRL nie był czasem straconym. Dawał pracę i edukację. Nasza inteligencja była wytępiona przez Hitlera i Stalina. A dzięki bezpłatnej oświacie, którą zapewniał PRL, zastąpiła ją elita intelektualna pochodzenia robotniczego i chłopskiego. Antykomunizm, jak antysemityzm - Mój ojciec miał 7 synów i dzięki kilku hektarom ziemi potrafił ich wychować i wykształcić na m.in.: księdza, pułkownika Wojska Polskiego, brygadiera straży pożarnej i nauczyciela - wylicza. - Przed wojną byłoby to absolutnie niemożliwe. Już 19 lat budujemy wolną Polskę i najwyższy czas skończyć rozliczać się z poprzednim systemem. Marian Piórek twierdzi, że tuż po upadku PRL miały miejsce akty wandalizmu na kolbuszowskich pomnikach, które upamiętniały poprzedni system. - Nie do końca było to w porządku - uważa historyk. - Przecież można było pożegnać się z przeszłością w sposób cywilizowany. Z podobnym zjawiskiem mieliśmy do czynienia po odzyskaniu niepodległości w 1918 roku, kiedy również dochodziło do rabowania i palenia sklepów żydowskich. Uszanować, a nie potępiać W podobnym tonie wypowiada się Józef Rybicki, były sekretarz PZPR w Kolbuszowej, a obecnie radny miejski. - Jestem przeciwnikiem negowania wszystkiego, co było przed 1989 rokiem - podkreśla. - Z każdego ustroju trzeba wydobyć to, co najlepsze. Wielu działaczy - zarówno partyjnych, jak i bezpartyjnych - przyczyniło się do rozwoju Kolbuszowej i jej okolic. - Trzeba pamiętać, co ten system zastał tu w 1945 roku i co po sobie zostawił - argumentuje Rybnicki. - To w PRL-u wybudowano kolej, która obecnie się modernizuje. Powstały też w zasadzie wszystkie zakłady pracy, jak np. fabryka mebli, ceramika, czy PREFABET. Niestety, większość firm upadła podczas transformacji ustrojowej. Radny PiS: - Nie wymazujmy własnych wspomnień A czy były sekretarz PZPR czuje się dyskryminowany w ultraprawicowej Kolbuszowej? - Absolutnie nie - przekonuje Józef Rybicki. - Z satysfakcją pragnę zauważyć, że wyborcy obdarzyli mnie mandatem zaufania i jestem radnym miejskim już drugą kadencję. To dla mnie wielka i społecznie odpowiedzialna funkcja. Bo tak naprawdę w samorządzie polityka musi schodzić na dalszy plan. Najważniejsze powinny być kompetencje danej osoby. Przeciwko niszczeniu śladów przeszłości, jakakolwiek ona by była, protestuje również Paweł Michno, historyk i kolbuszowski radny...PiS. - To jak wymazywanie własnych wspomnień - tłumaczy. - A chyba nie o to chodzi. Historię powinniśmy poznać jak najlepiej, by nigdy nie dopuścić do podobnych wydarzeń. Spór o Władysława Kruczka Józef Kardyś, starosta kolbuszowski, a zarazem szef powiatowych struktur PiS, wypowiada się w tej sprawie jednoznacznie i bezkompromisowo. - Nazwy ulic, które mówią o ludziach bądź instytucjach, które działały antypolsko powinny zniknąć z mapy miasta. Mało tego, Kardyś skrytykował nadanie jednej z ulic w Rzeszowie imienia Władysława Kruczka, znanego dygnitarza PZPR. A o inicjatorach tego przedsięwzięcia powiedział bez ogródek: - Ośmieszyli się na oczach całej Polski. Zupełnie innego zdania jest wiceprezes Piórek. - Działalność Kruczka przyczyniła się do rozwoju gospodarczego Rzeszowa - przekonuje. - Co do tego nie mam wątpliwości. Dlatego uważam, że zasługuje na ulicę w Rzeszowie. Takim kolbuszowskim Kruczkiem był Franciszek Lis z Weryni, prezes zarządu powiatowego Związku Samopomocy Chłopskiej. Komentarze: Marian Piórek, wiceprezes RTK im. J.M. Goslara w Kolbuszowej: - PRL nie był czasem straconym. Dawał masom pracę i edukację. Józef Rybicki, były sekretarz PZPR w Kolbuszowej: - Wielu działaczy - z legitymacją PZPR, jak i bezpartyjnych - przyczyniło się do rozwoju Kolbuszowej i jej okolic. Józef Kardyś, starosta i szef powiatowych struktur PiS w Kolbuszowej: - Ci, którzy zdecydowali o nadaniu jednej z ulic w Rzeszowie imienia Władysława Kruczka ośmieszyli się na oczach całej Polski. Paweł Michno, historyk, radny Kolbuszowej: - Nie wolno nam niszczyć śladów przeszłości. Jakakolwiek ona by była. To jak wymazywanie własnych wspomnień. Paweł Galek