Siedem lat temu pani Halina wróciła do domu w Przemyślu z Włoch, gdzie pracowała. - Zajmowałam się starszymi i schorowanymi ludźmi - opowiada. Wkrótce potem zaczęła mieć uporczywe biegunki, niby nic wielkiego. - Zaniepokoiłam się, gdy zaczął mi gwałtownie rosnąć brzuch - wspomina. U przemyślanki rozpoznano marskość wątroby i wodobrzusze, a na te i coraz to nowsze schorzenia leczono ją sześć lat. - Dopiero niedawno okazało się, co mi naprawdę jest. Dzięki lekarzom z przemyskiego Szpitala Wojskowego kobieta trafiła do Zakładu Patomorfologii Klinicznej UM w Lublinie, gdzie stwierdzono u niej tzw. autoagresywną chorobę jelita grubego. Wygląda jak atletka, a czuje się słaba jak dziecko. "Zespół Cushinga" brzmi tak niegroźnie Pani Halina jest leczona silnymi sterydami. Tylko to trzyma ja przy życiu. Niestety leczenie ma skutki uboczne. - Mam zespół Cushinga - wyjaśnia krótko pani Halina. Czytając czym jest ów tajemniczy zespół można dostać dreszczy. Powoduje nie tylko otyłość olbrzymią, ale i cukrzycę, osteoporozę, nadciśnienie, atrofię mięśni i szereg innych schorzeń zagrażających życiu. - Dziennie biorę nawet 50 tabletek - kobieta pokazuje szufladę pełną leków. - Na niektóre mnie nie stać - dodaje cicho. - Jeśli nie będę brać leków, po prostu umrę. Leki i dieta są potwornie drogie Pani Przeszłowska mieszka na Federkiewicza, spokojnej przemyskiej uliczce. Zdrowy człowiek nieźle się zasapie idąc tu, bo to wysoko. - Najbardziej boję się zimy - mówi. - Boję się, że nikt tu do mnie nie dotrze, a ja sama nie zejdę do miasta ani po leki, ani po jedzenie. Dieta jest droga, a produkty można kupić tylko w niektórych sklepach. - Mleko sojowe, fruktoza, chude białe mięso, świeże ryby, oliwa z oliwek, to mogę jeść - wyjaśnia. - Żadnych zwierzęcych tłuszczów, kiełbas, cukru, nic smażonego, z konserwantami - wylicza dalej. Sama i zdana na innych Kobieta jest sama. - Z eksmężem rozwiedliśmy się dawno, wyjechał do USA. 15 lat temu wyjechali tam też moi dwaj synowie, nawet nie wiem, gdzie mieszkają, nie znam adresów, nie interesują się mną - mówi z goryczą pani Halina. - Rodziców mam starszych, sami wymagają pomocy i opieki - dodaje. Wszystkie dochody pani Haliny to niecałe 500 złotych "na rękę". - Czasem dostanę coś z MOPS, na spłatę zadłużenia za ogrzewanie na przykład - opowiada. - No i możliwość zakupów w sklepie Polskiego Komitetu Pomocy Społecznej, ale tam nie ma produktów, które mogę jeść - wyjaśnia. Znajoma aptekarka daje pani Halinie leki "na kreskę"i szuka zamienników. - Ludzie mi pomagają - przyznaje pani Halina. Bardzo chce żyć Są takie dni, gdy nie ma sił wstać z łóżka. Jeśli sąsiedzi zajrzą, albo ktoś znajomy, ma coś do zjedzenia, jeśli nie...- Wstydzę się tego, jak wyglądam - mówi kobieta. - Wstydzę się, że sobie nie radzę sama, że nie mam siły, nie mogę chodzić - wyznaje. - Ale bardzo chcę żyć - powtarza ze łzami w oczach. Pani Halina potrzebuje wsparcia, liczymy, że mogą udzielić jej go także Internauci. Chcemy też zainteresować jej losem organizacje charytatywne. Wszystkich, którzy chcą pomóc prosimy o kontakt z redakcją "Super Nowości" pod numerem telefonu 017 852-55-55. Monika Kamińska