Nie kierują się diagnozą medyczną, ale chęcią wykonania droższych procedur. Planuje to zmienić. - Przykładem niepożądanego wpływu rozliczeń na postępowanie z pacjentami jest wzrost liczby wykonywanych w polskich szpitalach cesarskich cięć, nieadekwatny do danych epidemiologicznych - mówi rzeczniczka NFZ, Edyta Grabowska-Woźniak. Nowy system, który ma być wprowadzony od lipca przewiduje zrównanie wyceny porodu za pomocą cesarskiego cięcia do rodzenia siłami natury (obecnie 1400/1100 zł). Jak wpłynie to na liczbę cesarskich cięć? Są za i przeciw Pomysł wzbudza protesty kobiet i położników. - Dlaczego mamy się cofać do epoki kamienia łupanego - pyta Karolina Rzepka z Rzeszowa. - Ciągle słyszy się, że lekarz na czas nie wykonał cesarskiego cięcia i dzieci z powodu niedotlenienia w czasie porodu są kalekami. Pomysł jest nieporozumieniem, na pewno nie przyniesie spadku liczby cesarek - uważa dr n. med. Krzysztof Botiuk, ordynator oddziału Ginekologiczno-Położniczego w Rzeszowie. - Faktem jednak jest, że w ciągu ostatnich lat liczba cesarskich cięć gwałtownie rośnie i jest to zjawisko niekorzystne dla kobiet, to niebezpieczna scieżka. Trochę z mody, trochę z wygody, a trochę ze strachu. - Coraz bardziej cenimy wygodę i łatwość, coraz więcej kobiet chce rodzić bez bólu - uważają położnicy. - Poza tym boimy się oskarżeń o prowadzenie porodu naturalnego na siłę, a skoro nie ma u nas opracowanych standardów postępowania, wolimy uniknąć niedotlenienia noworodka. Ale... jest to niebezpieczne zjawisko, bo porody fizjologiczne dają mniej powikłań, są bezpieczniejsze, kobieta szybciej wraca do siebie. ANNA MORANIEC