Szybkie wyjaśnienie sprawy komplikuje fakt, że oskarżany o błędną diagnozę lekarz uległ wypadkowi drogowemu i w bardzo ciężkim stanie przebywa w tarnowskim szpitalu. Szpital ratunkiem... 15 maja w godzinach porannych pani Czesława poczuła się źle. - Mama miała szybszy i płytszy niż zwykle oddech, bolała ją ręka i noga. Czuła się na tyle źle, że prosiła nas, aby zawieźć ją do szpitala. Wezwaliśmy pogotowie - opowiada Zofia Leś. Jej teściowa do tego czasu, mimo 81 lat, trzymała się nieźle. Kilka lat temu miała co prawda wylew i doznała jednostronnego paraliżu ciała, ale nie przeszkadzało jej to w samodzielnym funkcjonowaniu. W marcu pojawiły się problemy z krążeniem i z sercem, jednak po interwencji pogotowia i kilkudniowej hospitalizacji na oddziale wewnętrznym mieleckiego szpitala, pacjentka powróciła do poprzedniego stanu fizycznego i odzyskała sprawność. Państwo Leś sądzili, że i tym razem będzie podobnie, jednak lekarz, który przyjechał z pogotowiem, stwierdził, że nie widzi potrzeby hospitalizacji. Zaordynował leki przeciwbólowe. Zofia Leś twierdzi, że lekarz złe samopoczucie starszej pacjentki tłumaczył przesileniem wiosennym. Państwu Leś trudno się było pogodzić z jego decyzją i po kilku godzinach postanowili wezwać lekarza rodzinnego. Ten natychmiast skierował pacjentkę do szpitala. Była godzina 15., a około godziny 19 pani Czesława zmarła. Zszokowana rodzina nie mogła uwierzyć w to, co się stało i postanowiła złożyć oficjalną skargę do dyrektora pogotowia Zbigniewa Bobera. - Moim zdaniem leki uspokajające, które zaordynował lekarz pogotowia, spowodowały uśpienie objawów choroby. Dodam, że także stan trzeźwości tego lekarza budził moje wątpliwości. Poinformowałam później o tym dyrektora pogotowia, dodając, że wcześniej słyszałam wiele różnych nieprzychylnych opinii o lekarzach na ten temat, ale dyrektor odpowiedział mi, że nie będzie się zajmował plotkami - powiedziała Zofia Leś. Wypadek lekarza - Dyrektor obiecał nam, że wyjaśni sprawę zgodnie z przepisami. Dokładnie w 14 dniu od zdarzenia rzeczniczka szpitala poinformowała nas, że na razie rozstrzygniecie tej sprawy jest niemożliwe, bo wspomniany lekarz akurat dzień wcześniej miał wypadek samochodowy i w ciężkim stanie leży w szpitalu w Tarnowie, natomiast z wynikami sekcji zwłok się nie zapoznała, bo nie miała czasu. Uważam, że znaleziono sobie łatwy pretekst, aby sprawę odwlec, a w efekcie nie wyjaśnić do końca - mówi pani Zofia. Dyrektor Bober zawzięcie broni swojego lekarza, który rzekomo jest świetnym fachowcem i według niego nie popełnił żadnych uchybień. Jego zdaniem to rodzina zmarłej jest przewrażliwiona. - Nasza mama, według niego, umarła ze starości i wcześniejsze odesłanie jej do szpitala, by tego nie zmieniło. Wygląda na to, że to rodzina zmarłej powinna przeprosić za całe zamieszanie. My natomiast odnosimy wrażenie, że tylko szpital psychiatryczny w Jarosławiu mógłby rozwiązać problem mieleckiego dyrektora i jego rzecznika, a rodzinie zmarłej przy okazji mógłby udzielić wsparcia psychologicznego, skoro ból po śmierci matki, której nie udzielono na czas fachowej pomocy, określa się jako stan nadwrażliwości psychicznej - dodaje pani Zofia. Skargi nie było Przedstawiciele pogotowia twierdzą, że pani Leś manipuluje informacjami. - Wbrew temu, co mówi pani Leś, nigdy nie złożyła ona oświadczenia, że rodzina rości pretensje co do złej decyzji lekarza pogotowia. Pani Leś spotkała się ze mną 18 maja 2009 roku, ale wówczas jedynie zapowiedziała wniesienie pisemnej skargi, którą - jak twierdziła - ma już przygotowaną, lecz nim ją u mnie złoży, uda się jeszcze w jedno miejsce. Wspomniana skarga ostatecznie nigdy nie została w pogotowiu złożona - podkreśla Zbigniew Bober, dyrektor pogotowia. Dodaje, że pani Leś wraz z mężem była u rzecznika prasowego pogotowia. Rzecznik, chcąc okazać dobrą wolę i zaangażowanie, zapewniła panią Leś, że w pogotowiu sprawa z pewnością zostanie wnikliwie zbadana. - Rzeczniczka prasowa przekazała mi uwagi pani Leś co do pracy lekarza pogotowia, a ja w oczekiwaniu na zapowiedzianą skargę pisemną rozpocząłem już procedurę wyjaśniającą. Nonsensownym wydaje się zarzut, że bardzo długo trzeba było czekać na wyjaśnienia, ponieważ czas rozpatrywania skargi należy oczywiście liczyć od dnia jej złożenia, a nie od śmierci pacjentki o której w skardze mowa. Ta ustna skarga została złożona za pośrednictwem rzecznika prasowego dopiero 19 maja, a nie 15 maja, a tą ostatnią datą operuje pani Leś. Mimo tego, iż zapowiedziana przez panią Leś pisemna skarga do mnie nigdy nie wpłynęła, rzecznik pogotowia kontaktowała się z panią Leś telefonicznie, informując, że kluczowa w sprawie osoba - lekarz pogotowia - chwilowo nie może się odnieść do jej zarzutów, a każdy ma przecież prawo do obrony - twierdzi Zbigniew Bober. Jak stary to ma umrzeć? Pani Zofia uważa, że dwóch lekarzy w ciągu kilku godzin wobec tej samej chorej zareagowało inaczej, stąd wniosek, że wobec identycznych objawów wydali dwie zupełnie odmienne diagnozy. Owszem, pewności co do tego, że teściowa by przeżyła, nie ma żadnej, ale pani Zofia uważa, że lekarz pogotowia zlekceważył pacjentkę, dlatego, że miała 81 lat i była osobą starszą i schorowaną. Dyrektor pogotowia zauważa, że wnioski pani Leś idą jak na tę chwilę zdecydowanie za daleko. - W tej sytuacji powinien wypowiedzieć się przede wszystkim lekarz pogotowia, który badał pacjentkę. On, co oczywiste, najlepiej wyjaśniłby wszystko zarówno rodzinie, jak i mediom. Niestety, nie może tego zrobić. Ja mogę mówić jedynie o tym, co wynika z dostępnych mi dokumentów. Pacjentka podczas badania, według opinii lekarza, była w stanie, który nie wymagał hospitalizacji. Lekarz zaordynował leki, a na wypadek, gdyby kobieta nie poczuła się lepiej, zalecił konsultację z lekarzem rodzinnym, który najlepiej zna pacjentkę, wie, jak przebiega jej leczenie, jaki jest jej stan w porównaniu do dni poprzednich. Taka konsultacja potem nastąpiła. Lekarz rodzinny zlecił zwykły transport do szpitala, a nie interwencję karetki ratowniczej, co właśnie dodatkowo pozwala przypuszczać, że w tamtym momencie nie było w stanie zdrowia pacjentki nic, co wskazywałoby na bliskie nagłe załamanie - zauważa dyrektor pogotowia.