Szef WSK snuł wizję świetlanej przyszłości kierowanej przez siebie fabryki. Wspominał nawet, że zakład planuje przyjąć nowych pracowników. Poza ogólnikami żadnych szczegółów jednak nie podał. Tyle tylko, że w ciągu ostatniego niespełna roku z rzeszowskiej WSK zwolniono ok. 500 osób. W czasie ostatniej fali zwolnień wielu pracowników dowiadywało się o redukcji wówczas, gdy odbierano im przepustki i kazano natychmiast opuścić teren fabryki. Wielu z nich to byli fachowcy z wieloletnim stażem. Skąd nagle zmiana w postępowaniu kierownictwa WSK i plany kolejnych zatrudnień? Marek Darecki tłumaczył rzeszowskim radnym, że WSK przyjmuje do realizacji nowe projekty, zwiększa się portfel zamówień. Nie wiadomo jednak ani kiedy dojdzie do nowych przyjęć, ani ile osób może dostać pracę. Zwolnić, żeby przyjąć - Na razie jest za wcześnie na podawanie informacji na ten temat. Wszystko jest jeszcze w planach - mówi lakonicznie Andrzej Czarnecki, rzecznik prasowy WSK w Rzeszowie. Czy na pracę mogą liczyć osoby zwolnione w ostatnich kilku miesiącach? Według rzecznika "aktualna jest deklaracja, że jeżeli będzie zapotrzebowanie, to przyjmowani będą fachowcy już pracujący wcześniej w zakładzie. Nieoficjalnie dziennikarze uzyskali informacje, że do urzędów pracy trafiły pisma z WSK z zapotrzebowaniem na nowych pracowników. Według docierających informacji już w tej chwili w fabryce brakuje rąk do pracy. - Zwolnienia były prowadzone na chybił trafił i szybko okazało się, że brakuje fachowców. Ludzi niby wysyłano na przymusowe urlopy, ale jednocześnie wielu musiało stawić się w pracy, by wykonać pilne zlecenia - mówi jeden z pracowników WSK. Z docierających do nas wiadomości wynika, że rzeczywiście prace z powrotem uzyska spora cześć wcześniej zwalnianych. Tyle, tylko, że na znacznie gorszych warunkach. Wśród załogi panuje przekonanie, że zwolnienia nie były motywowane zbyt licznym personelem, lecz chęcią zaoszczędzenia na pensjach. Ponoć na niektórych wydziałach kadra kierownicza wprost mówiła pracownikom: "zwalniamy cię, zarejestruj się w urzędzie pracy, potem znów cię przyjmiemy. Szymon Jakubowski