O tragedii jeszcze w środę przypominały wiszące obok siebie na ogrodzeniu domu klepsydry. Wiolettę i Wiesława pochowano w osobnych grobach. Ją we wtorek, jego w środę. Dramat wstrząsnął okolicznymi mieszkańcami. Nikt się nie spodziewał, że rodzinne problemy mogą doprowadzić aż do takiej tragedii. - Nie mam siły. Nie chcę już o tym rozmawiać. Proszę, dajcie mi spokój - mówi Norbert, syn małżeństwa D. Akurat ściąga z ogrodzenia klepsydry i znicze na podwórzu rodzinnego domu, gdzie doszło do tragedii. Norbert dopiero co wrócił z pogrzebu ojca. Widać, że dalej jest w szoku: nie może dopuścić do siebie myśli, że jego rodzice odeszli w tak tragicznych okolicznościach. Sąsiedzi małżeństwa D. zarzekają się, że nie wiedzieli o żadnych problemach Wioletty i Wiesława. Na zewnątrz mieli wyglądać na zgrane małżeństwo. Co więc musiało się stać w piątkowe popołudnie? Okoliczni mieszkańcy wspominają, że nagle usłyszeli przerażający krzyk. Krzyk pani Wioletty. Później przyjechała policja, zaczęły się poszukiwania Wiesława. Wiedziałam, że ją zabije Pierwszy policyjny komunikat informował lakonicznie, że na terenie prywatnej posesji przy ulicy Tkackiej znaleziono zwłoki 37-letniej kobiety. "Zabójstwo, jak wynika ze wstępnych ustaleń policji jest efektem nieporozumienia rodzinnego. Kobieta zginęła prawdopodobnie od uderzenia w głowę kawałkiem bloczka betonowego. Policjanci zabezpieczyli narzędzie zbrodni" - głosił pierwszy komunikat, który informował również, że natychmiast wszczęto poszukiwania trzy lata starszego męża zamordowanej, który od początku uznany został za podejrzanego o zbrodnię. Jego ciało znaleziono następnego dnia. Mężczyzna popełnił samobójstwo. Z medialnych doniesień i naszych ustaleń wynika, że w rodzinie D. źle działo się od dłuższego czasu. Nieporozumienia między małżonkami co prawda nie wychodziły poza obręb gospodarstwa, ale w efekcie doprowadziły do tragedii. - Wiedziałam, że on ją kiedyś zabije - mówiła dziennikarce "Życia Podkarpackiego" najstarsza córka małżeństwa D. Justyna. Twierdzi, że gdy usłyszała tylko o śmierci matki, była pewna, że została ona zabita przez ojca. Z jej relacji wyłania się ponury obraz ostatniego okresu małżeństwa rodziców. Zabiłem... Małżonkowie kupili dom niedaleko od centrum Przeworska kilka lat temu. Nieduży, ale schludny, zadbany z kawałkiem działki. Wspólnymi siłami wyremontowali gospodarstwo. Mąż często wyjeżdżał za granicę, by zarobić na kosztowny remont. Być może wtedy zaczęło się między nimi coś psuć. Mieli trójkę dzieci. Justyna ma 20 lat, studiuje w Rzeszowie. Szesnastoletni Norbert i 14-letnia Eliza chodzą do miejscowej szkoły. Konflikty w domu trwały od pewnego czasu. W pewnym momencie Wioletta zdecydowała się na rozwód. Wiesław, który akurat miał wracać do pracy w Irlandii nie przyjmował tego do wiadomości. Doszło do sprzeczki, w ruch poszedł kawałek betonowego pustaka. Ktoś widział jak mężczyzna wybiegł prze dom, siedział na ławce z głową schowaną w dłoniach. Potem wsiadł w samochód. Chwilę wcześniej ciało żony przeniósł na podwórze i przysypał trawą. Policjanci dowiedzieli się o tragedii od siostry mordercy. Dzwonił do niej Wiesław. Powiedział, że zabił żonę. Gdy policjanci przyjechali na miejsce kobieta leżała w kałuży krwi. Nie dawała już znaków życia. Natychmiast rozpoczęły się poszukiwania Wiesława. Policjanci w całej okolicy szukali jego auta. Znaleźli samochód następnego dnia koło południa przy ulicy Wojska Polskiego w Przeworsku. Kilkaset metrów dalej na drzewie wisiało ciało mordercy. - Do chwili tragedii nie mieliśmy żadnych informacji świadczących o tym, że w tej rodzinie działo się coś złego. Nigdy nie mieliśmy żadnych zgłoszeń, nie odnotowaliśmy żadnych interwencji - mówi starszy aspirant Andrzej Trelka, rzecznik prasowy Komendy Powiatowej Policji w Przeworsku. Z medialnych doniesień wynika jednak, że zamordowana była kiedyś pobita przez męża, ponoć poszła z doniesieniem do prokuratury, ale nie znalazła tam zrozumienia. Prokurator miał jej powiedzieć, że niszczy w ten sposób rodzinę, że robi krzywdę dzieciom. Miasto obiecuje pomoc Tragedia sprzed tygodnia wstrząsnęła całym Przeworskiem. Jaki będzie los osieroconych dzieci? Dwoje z nich jest niepełnoletnich. Siłą rzeczy głową rodziny staje się młodziutka, ledwie dwudziestoletnia Justyna. Czy poradzi sobie z traumą po tragedii i ciężarem wychowania młodszego rodzeństwa? Sąsiedzi i władze miasta zapewniają, że nie zostawią rodziny bez opieki. Pojawiają się konkretne deklaracje pomocy. Justyna myśli o przeniesieniu się na studia zaoczne i znalezieniu pracy, by utrzymać brata i siostrę. - Już podjęliśmy pewne działania w tej sprawie. To straszna tragedia, wobec której nie możemy pozostać obojętni. Zrobimy wszystko, by trójka osieroconych dzieci miała godne warunki życia i nauki. Na pewno nie pozostaną sami. Miasto im pomoże - zapewnia Janusz Magoń, burmistrz Przeworska. Szymon Jakubowski