Pod koniec maja, ponaglana przez powiatowych radnych, Ferdynanda Łątkowska - stalowowolski Powiatowy Rzecznik Konsumentów, wystąpiła do Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów w sprawie wysokich i jednakowych cen paliw w mieście. - Zawiadomiłam, że ceny są tu wyższe niż w innych częściach Podkarpacia, a także że ich wzrost odbywa się równocześnie na wszystkich stacjach. Ale niestety, to jeszcze za mało, żeby uprawdopodobnić istnienie zmowy - mówi rzeczniczka. I rzeczywiście, w odpowiedzi nadesłanej przez urzędników UOKiK-u czytamy, że nie znajdują oni podstaw do wszczęcia postępowania antymonopolowego w sprawie wysokości cen paliw na terenie Stalowej Woli. Przypomnijmy, że takie postępowanie UOKiK przeprowadził tu w 2003 roku, ale nie pozwoliło ono postawić właścicielom stalowowolskich stacji zarzutu zmowy cenowej. Zdaniem urzędników wszystko jest więc w porządku. Ale jak o tym przekonać stalowowolskich kierowców? Płacą za paliwo najwięcej na Podkarpaciu. Chyba że tankują poza miastem. Bo w samej Stalowej Woli jest tak samo drogo na każdej stacji. I to jak widać na zdjęciach - bez względu na to, czy tankujemy na stacji Orlen, Lotos czy Statoil. Jedynie stacja paliw PKS-u ma nieco niższe ceny. Ale i tak wyższe niż poza Stalową Wolą. Dla porównania: 3 lipca na stalowowolskich stacjach Orlenu litr ?95? kosztował 4,57 zł, a ropy - 3,89. W tym samym czasie, również na orlenowskich stacjach, tyle że w nieodległym Tarnobrzegu i w Zaklikowie, za litr ?95? trzeba było zapłacić odpowiednio 4,37 zł i 4,39 zł, a za litr ropy - 3,69 zł oraz 3,77 zł. Różnice wynosiły więc od kilkunastu aż do 20 groszy na litrze. Ceny mówią same za siebie. A urzędnicy twierdzą dalej, że zmowy nie ma. TOMASZ WOSK