W ciągu ostatnich 10 miesięcy z 90-osobowej załogi pracę straciło już 40 kobiet. W ubiegłym roku zakład miesięcznie szył około 15 tysięcy metrów firanek, dziś z tego sprzedaje zaledwie 30 procent. Sytuacja jest coraz gorsza, bo liczba zamówień spada. Kobiety, które jeszcze przychodzą do pracy, drżą z obawy, że wkrótce podzielą los swoich koleżanek. - Jeśli stracimy pracę w tej firmie, nikt nas nie zatrudni - mówi jedna z kobiet. - Nasze koleżanki, które dostały już wypowiedzenia siedzą na bezrobociu i płaczą. Dla starszych nie ma żadnych ofert, młodsze liczą tylko na wyjazdy za granicę. Firanka to jeden z największych zakładów produkcyjnych na terenie gminy Baranów Sandomierski. Jego załogę prawie w 100 procentach stanowią kobiety. W 50-osobowej załodze jest tylko 2 mężczyzn. Panie nie widząc innego ratunku, poprosiły o pomoc w ratowaniu zakładu burmistrza Baranowa Sandomierskiego. Ten obiecał pomóc. Chce zamówić firanki do urzędu miasta i do takiego samego zakupu namawia innych samorządowców. - Zależy mi, aby ten zakład się utrzymał - mówi Mirosław Pluta, Burmistrz MiG Baranów Sandomierski. - Firmie potrzebne są zamówienia, poprosiłem więc o przygotowanie projektu oraz wycenę wymiany firanek w urzędzie. Burmistrz skontaktował się również z szefami gmin Nowej Dęby, Gorzyc i Grębowa, w sprawie pomocy dla zakładu rozmawiał także z prezydentami Tarnobrzega i Stalowej Woli, oraz wicestarostą powiatu tarnobrzeskiego, burmistrzem Niska oraz wójtami miejscowości Padew, Bojanów i Jeżowe. - Nie chodzi o to, aby ktokolwiek dawał firmie pieniądze za darmo, ale o to, by kupił firanki. Zakład będzie miał możliwość zarobkowania i panie nie stracą pracy - tłumaczy burmistrz. Szefowie gmin wstępnie zainteresowali się propozycją burmistrza i obiecali pomoc. Szwaczki liczą, że nie skończy się na obietnicach i zamówienia rzeczywiście popłyną do firmy. - Ten zakład pozwala naszym rodzinom żyć normalnie. Gdy stracimy te prace, wszystko może lec w gruzach - mówi przez łzy jedna z kobiet. Małgorzata Rokoszewska