O tym, że zgodnie z zaleceniami UE, Polska ma prawo zmienić przepisy dotyczące tytoniowych limitów i to zrobi, wiadomo było już od dłuższego czasu. "Mrówkujący" z medyckiego przejścia pieszego do ostatniej chwili mieli jednak nadzieję, że przepisy nie wejdą w życie lub ewentualnie nie będą restrykcyjnie przestrzegane przez celników. Północ 1 grudnia, czyli "godzina zero", rozwiała ich nadzieje. Od tej chwili bowiem wolno było "zejść" do Polski tylko z 2 paczkami "ruskich cygarów". Można było, ale nikt nie "schodził", bo żyjący z "noszenia fajek" rozpoczęli protest i okupację przejścia. Polska ma najsurowsze przepisy? Wczoraj około południa już kilkaset osób protestowało przy bramie do pieszego przejścia. Ludzie byli zdeterminowani, ale zachowywali się spokojnie. - Proszę zobaczyć - mężczyzna w średnim wieku pokazywał dziennikarzom dokument. - Nasze władze mogły pozostawić nam większe limity, ale nie chciały, pozwalają przenieść najmniej, ile tylko Unia pozwala, tak dbają o obywateli - dodał z ironią. "Mrówki" uważają, że takie limity na papierosy ugodzą nie tylko w nich i w palaczy, którzy zaopatrują się u "mrówkujących" w tańsze, ukraińskie papierosy. - Z nami tu powinni protestować piekarze, masarze, aptekarze i sklepikarze z Przemyśla - mówiły zgromadzone przy bramie kobiety. - Bo te pieniądze, które tutaj zarobimy, to wydajemy na chleb, ubranie, na opłaty za mieszkanie, media - wyliczały. - Nie będzie tego zarobku to nie będziemy kupować, bo za co? - dopytywały się. - Nie mam zasiłku, nie ma dla mnie pracy - opowiadała 55-letnia przemyślanka. - Co miałam zrobić? Kraść miałam? Zaczęłam na granicę chodzić i jakoś żyłam, teraz nie wiem, co będzie - dodała cicho. Niech dadzą karton na dobę! Poza protestem na pieszym, "mrówkujący" zablokowali też przejście drogowe. - Kilka godzin już stoję - mówił kierowca ciężarówki. - Jak chciałem jechać, ludzie się za ręce chwycili i zrobili kordon, po ludziach przecież nie przejadę - tłumaczył. - Może niedługo odpuszczą. Straż graniczna kieruje podróżnych na przejścia w Korczowej i Krościenku, gdzie nie ma blokad. Na to, by protestujący mieli "odpuścić", nie wyglądało. - Dla nas to być albo nie być - mówili. - Nie odejdziemy stąd, póki ktoś "z góry" nie przyjedzie do nas porozmawiać. Niech już byłby karton na dobę - podawali swoje warunki. Nieoficjalnie wiadomo, że prawdopodobnie dziś wojewoda ma powołać sztab kryzysowy w związku z sytuacją na medyckiej granicy, nie jest to jednak informacja pewna. Są zorganizowani i spokojni - Protestujący zachowują spokój, nie obrażają służb granicznych, nie są nietrzeźwi, - nie było żadnych incydentów z udziałem pijanych czy agresywnych osób - powiedziała rzeczniczka komendanta BiOSG, kpt. Elżbieta Pikor. - Byliśmy przygotowani na ewentualność protestu, obsada na przejściu została wzmocniona - wyjaśniła. - Nie mamy wpływu na przebieg protestu - tłumaczyła rzeczniczka przemyskiej IC, Małgorzata Eisenberger. - Są przepisy i nasi funkcjonariusze je egzekwują - dodała. Na razie nikt jeszcze nie wie, czy i kto z "samej góry" pofatyguje się do protestujących. MONIKA KAMIŃSKA