Byłe podopieczne trenera Stanisława Anioła należały do największych gwiazd mistrzostw. W biegu na 800 m stworzyły świetny spektakl, nagrodzony na mecie burzą braw. Po pasjonującej walce, pierwsza linię mety przekroczyła 25-letnia Monika Wiśniowska, tuż za nią, ze stratą niecałej sekundy, przybiegła debiutująca w akademickich mistrzostwach Monika Flis. Do walki o najwyższy stopień podium włączyła się także Paulina Jakimowska z UWM Olsztyn, ale starczyło jej sił jedynie na 300 metrów. Anielska szkoła wygrywania - Rozegrałyśmy ten bieg dobrze taktycznie. Zresztą... nie było to takie trudne, w końcu sztuki wygrywania uczył nas sam trener Stanisław Anioł, za co obie jesteśmy mu bardzo wdzięczne. Ponad połowę dystansu biegłyśmy za prowadzącą Pauliną Jakimowską. Kontrolowałyśmy, co się dzieje przed nami, i za nami też. Cały czas byłam czujna i skupiona, i czekałam tylko na moment, aby zaatakować. No i nadszedł taki właśnie moment, jakieś 200 metrów przed metą. Przyśpieszyłam, minęłam prowadzącĄ olsztyniankę i pognałam do mety. Za przykładem poszła również Monika Flis, która rozpoczęła swój atak dokładnie w tym samym czasie co ja, i udało jej się wywalczyć srebrny medal - powiedziała nam zwyciężczyni biegu na 800 m Monika Wiśniowska. - Muszę pochwalić swoją młodszą koleżankę. Za to, że do samej mety deptała mi po piętach, ale nie mogłam pozwolić się wyprzedzić. Hierarchia musi być zachowana. Co się należy starszemu, na to młodszy musi poczekać - śmieje się Wiśniowska. Akademia Podlaska wzbogaciła się o jeszcze jeden medal złoty. Zdobyła go sztafeta 4x400 m, w składzie której biegły trzy? Moniki, w tym dwie ze Stalowej Woli. Bieg wygrała co prawda sztafeta Akademii Wychowania Fizycznego Warszawa, a na miejscu drugim przybiegły zawodniczki UKW Bydgoszcz, zaś sztafeta z Siedlec była trzecia, ale w kategorii typów uczelni - akademie, były zawodniczki z Siedlec najszybsze. Na szyi Moniki Wiśniowskiej zawisł jeszcze jeden medal na tych mistrzostwach, koloru brązowego, za trzecie miejsce w biegu na 400 m. Stalowowolanka przegrała jedynie z Justyną Zembrzuską i swoją koleżanką klubową Pauliną Paradowską. Jak się chce, to można wszystko ogarnąć Monika Wiśniowska zmieniła barwy klubowe kilka lat temu. Po maturze rozpoczęła studia na Akademii Podlaskiej w Siedlcach, na kierunku pedagogicznym i tam też trafiła pod skrzydła Janusza Maciejewskiego, trenera WLKS Siedlce Iganie Nowe, jednocześnie pracownika Akademii Podlaskiej. Studiowała i biegała. Różnie się jej w tym czasie wiodło. Były medale i były starty zupełnie nieudane lub wcale nie było startów... Ale nie dlatego, że zabrakło formy, tylko dlatego, że nie omijały naszą biegaczkę kontuzję. Tak było i na początku tego roku, po udanych dla Moniki halowych mistrzostwach Polski, w których zdobyła "złoto" na 3 km. Sukces przypłaciła kontuzją nogi i wydawało się, że kolejny sezon letni będzie mieć z głowy. - Ale ta kontuzja dała mi popalić! Siedem tygodni trwało leczenie, miałam nawet gips na nodze i trochę się ocierpiałam - wspomina Monika Wiśniowska. - No, ale czego nie robi się dla sportu... Dopiero w Tarnobrzegu doktor Witold Furgał postawił mnie na nogi. Pomogła odpowiednia rehabilitacja. Sam powrót do treningów był bardzo ciężki. Musiałam gonić koleżanki, które nie próżnowały przez te prawie dwa miesiące. Kiedy one już były dobrze rozkręcone, ja ze łzami w oczach robiłam trening. Wiedziałam jednak, że inaczej, jak tylko ciężką pracą, nie dogonię ich. I jak widać opłaciło się, choć nie trenuję jeszcze na pełnym obciążeniu. Muszę oszczędzać nogę, bo nie do końca jest z nią tak, jak być powinno. No, ale startować i wygrywać mogę, wiec to mnie cieszy najbardziej.