Związkowcy z PZPR poinformowali Państwową Inspekcję Pracy o praktykach stosowanych przez kierownictwo zakładu. Wkrótce sprawa trafi też do prokuratury. - W PZPR pracodawca dopuszcza się klasycznych zachowań mobbingowych wobec pracowników - mówią związkowcy. - Sytuacja ma miejsce od momentu zmiany kierownictwa zakładu, czyli od marca 2006 roku. Związkowcy poniżani? Z jednym ze związkowców, Włodzimierzem P., w lutym ubiegłego roku dyrektor rozwiązał umowę o pracę. Jako przyczynę podał długotrwałe przebywanie na zwolnieniu lekarskim. W Sądzie Rejonowym pracownik sprawę wygrał, co oznaczało powrót do pracy. Pan Włodzimierz trochę więc popracował, ale szybko otrzymał kolejne wypowiedzenie. Tym razem dyrektor uzasadnił je utratą zaufania do podwładnego. Sąd znowu uznał racje pracownika. - To kłamstwo, że nie wykonuję wyroków sądu, co do przywracania do pracy - odpiera zarzuty Jerzy Churawski. Kolejne szykany? Januszowi K., starszemu dyspozytorowi, zarzucono, że podczas nocnej zmiany był nietrzeźwy i mimo braku dowodów, rozwiązano z nim stosunek pracy. Po wyroku sądu znów może pracować. Miał być zatrudniony na dotychczasowych warunkach, jednak dyrektor wysłał go do innej pracy za mniejsze pieniądze. - Podjąłem decyzje, dzięki którym skończyło się pijaństwo w zakładzie - mówi Jerzy Churawski. Dyrektor się nie boi Tymczasem na miejsce Janusza K. w dyspozyturze zakładowej zatrudniono żonę dyrektora PZPR. Po artykułach w prasie kobieta została wycofana ze stanowiska. Dotąd jednak panu Januszowi nie wliczono okresu pozostawania bez pracy do okresu zatrudnienia, nie wypłacono mu też nagrody jubileuszowej za 25 lat pracy. Zdaniem związkowców, dyrektor Churawski ciągle szuka "haków" na pracowników. Dlatego też domagają się od centrali PKP kontroli. Dyrektor twierdzi, że się jej nie boi, bo wszystko w firmie funkcjonuje jak należy. Mariusz Andres