- Spokojnie mógłby iść już do liceum - mówi o Wojtku Maria Linek, dyrektorka Społecznego Gimnazjum, w którym uczy się młody omnibus. A wygrał olimpiady na szczeblu wojewódzkim z chemii, fizyki, historii i niemieckiego. Wygrana z matematyki przeszła mu koło nosa, bo prymus pomylił godziny rozpoczęcia olimpiady. Wojtek właśnie skończył drugą klasę gimnazjum i zastanawia się nad zdawaniem do liceum. Mógłby już sobie na to pozwolić: wygrane olimpiady tratowane są tak, jakby egzamin gimnazjalny zdał na maksymalną ilość punktów. Książka czy kabanos? - Żaden tam ze mnie geniusz - mówi skromnie Wojtek, który w dzieciństwie, w imię miłości do dinozaurów, nauczył się ich wszystkich nazw po łacinie. A w wieku 3 lat wprawił swoją babcię w osłupienie, recytując z pamięci "Lokomotywę" Tuwima. Całą. - Jak on się tego nauczył, do dziś nie mam pojęcia - mówi Janina Micał. - Jak rodzice nie chcieli mi jakiejś książki kupić, odmawiałem jedzenia. Nawet przez dwa dni - wspomina "młodzieńcze" wybryki zdolny 13-latek. - Dawałem się przekonać, tylko jak dostałem... kabanosa. Swoją pierwszą poważną książkę przeczytał w wieku 5 lat. Była to "Mitologia grecka" Parandowskiego. Chwilę potem złapał za dzieła Sienkiewicza i to te największego kalibru - "Potop" i "Krzyżaków". Test na inteligencję, który przeprowadzał psycholog w poradni, kiedy Wojtek miał 7 lat, wykazał, że jego iloraz inteligencji wynosi 150. Żeby zostać członkiem Mensy, elitarnego Stowarzyszenia skupiającego ludzi z ponadprzeciętną inteligencją, trzeba mieć 140 IQ. - A co czytasz teraz? - podpytujemy. - "Wyznania" świętego Augustyna - rzuca niedbale 13-latek. To obowiązkowa, niełatwa lektura na niektórych kierunkach studiów. Wojtek czyta ją dla przyjemności. W świecie ponadprzeciętności Wojtek oprócz codziennych indywidualnych lekcji z nauczycielami uczy się hiszpańskiego, szlifuje angielski i niemiecki. A przy tym swobodnie rzuca cytatami z Biblii, tańczy w zespole tańca towarzyskiego, udziela się w teatrze i wspaniale recytuje. Czasem jeszcze wpada do swojego gimnazjum, by zacieśniać więzy z rówieśnikami. Do szkoły przychodzi tylko na takie przedmioty, jak plastyka, muzyka czy wuef. Jakie ma metody na przyswajanie wiedzy? - Staram się po prostu korzystać z lekcji. Potem uczę się dla przyjemności. Noszę w sobie chęć poznania świata - stwierdza olimpijczyk. - Można być uzdolnionym na dwa sposoby: albo tylko w określonej dziedzinie, albo wszechstronnie. Ci, którzy świetnie radzą sobie w każdej dziedzinie, mogą mieć problemy w życiu dorosłym. Mogą szybko nudzić się każdą nową pracą, kierunkiem studiów - mówi Anna Dziadkiewicz, psycholog z Poradni Psychologiczno-pedagogicznej w Stalowej Woli. Wojtkowi raczej to nie grozi. Mimo młodego wieku i predyspozycji, by radzić sobie w każdej dziedzinie, ma już ściśle sprecyzowane plany na przyszłość. Po zagranicznych studiach chce zostać fizykiem. - Bo fizyka to dla mnie połączenie matematyki i filozofii. Widzę się w zawodzie wolnym, w którym można coś stworzyć dla ludzkości - mówi nastolatek, grzebiąc łyżką w pucharku roztopionych lodów. Póki co przyszły dobroczyńca ludzkości pracuje nad... własnym językiem. - Zaczęło się od fascynacji Tolkienem. Opracowałem swój alfabet, litery, czcionkę. Fajna sprawa - podsumowuje. Ostatnio jednak prace lingwistyczne utknęły w martwym punkcie. Prymus pogubił kartki z zapiskami. W pokoju Wojtka nie uświadczy się na ścianach plakatów idoli. Są za to kulki Newtona, mikroskop i teleskop - taki mały "niezbędnik" 13-latka. - A z czym olimpijczyk sobie nie najlepiej radzi? Wojtek milczy dłuższą chwilę. - Nie lubię ekologii. I staram się nie śpiewać - kończy "wyliczankę". Siedź cicho i się nie wychylaj? Tak radziła zawsze Wojtkowi jego babcia, jedna z pierwszych nauczycielek Zespołu Szkół Społecznych, w którym uczy się dzisiaj jej wnuczek. Chłopak w końcu zaczął stosować jej podpowiedzi. Trochę dla dobra swojego, a trochę dla dobra... nauczycieli. Bo Wojtek nie ukrywa, że swoją dociekliwością bywał dla belfrów kłopotliwy. - Widziałem, że niektórych nauczycieli to stresuje i czasem nie wiedzieli co zrobić, jak ich zasypałem pytaniami. Najczęściej mówili: "Wojtku, porozmawiamy na ten temat po lekcji", a potem gdzieś się spieszyli - opowiada nastolatek. Anna Dziadkiewicz, psycholog, która na co dzień prowadzi zajęcia z dziećmi uzdolnionymi, przyznaje, że z geniuszami trudno się pracuje. - To nie są dzieci, którym można powiedzieć "zróbcie tak i tak", a one to bez szemrania zrobią. Mają z reguły mnóstwo własnych pomysłów, często podważają autorytet nauczyciela. Szybko się nudzą, dlatego potrzebują ciągle nowych wyzwań, stymulacji - wyjaśnia psycholog. Jednak nauczyciele ze szkoły Wojtka przyznają, że praca z tak zdolnym uczniem to dla nich przede wszystkim przyjemność, a nie stres. - Ma naprawdę niesamowicie chłonny umysł, jest błyskotliwy, ma świetną pamięć. Jasne, że inaczej się z nim pracuje, ale nauka takiego dziecka daje ogromną satysfakcję - mówi dyrektorka Linek. A w domu? - Rodzice podsuwali mi tak wszystkiego po trochu. Ale jeśli mnie coś nie interesowało, po prostu przestawałem się tym zajmować - wspomina chłopak. Rodziców Wojtka za mądre warunki rozwoju wnuka chwali także pani Janina. - Oni go nigdy do niczego nie zmuszali. Wykazywał taki zapał do nauki, że po prostu nie musieli - mówi babcia geniusza. Malwina Stefaniak