Handel pracami dyplomowymi jest dużym problemem, z którym nie mogą sobie poradzić władze uczelni. Skalę tego zjawiska widać przede wszystkim w Internecie. Ilu studentów podczas obrony nie przedstawia własnej pracy, trudno jest sprawdzić, ale bez wątpienia bardzo wielu, o czym świadczy rozwijający się rynek pisania prac magisterskich, licencjackich czy zaliczeniowych. 1500 zł za magistra Pan M. jest wykładowcą na jednej z rzeszowskich uczelni. W swojej karierze napisał trzy magisterki na zamówienie. Na razie tylko tyle, gdyż musiał zająć się swoim doktoratem. - Wszystko zaczęło się od propozycji studenta. Początkowo miała to być tylko pomoc, jednak szybko okazało się, że student nie jest w stanie napisać samodzielnie pracy, a więc napisałem całą - opowiada doktor. Pan X pisze prace tylko ze swojej specjalizacji, bo tak jest najłatwiej. Z tego też powodu prace pod jego piórem powstają bardzo szybko, maksymalnie w 6 tygodni. Chętnych nie trzeba szukać. Są to znajomi znajomych. Poziom pracy zależy od poziomu wiedzy studenta. Cena nie jest wygórowana: 1500 zł za magisterkę, jeśli student dostarczy materiały, 2500 zł - jeśli doktor sam będzie szukał literatury. - Za moją pierwszą wziąłem 1300 zł, ale za drugą już 1800 zł. Tylko że to nie jest kwestia zarobków. Moi znajomi prosili mnie, abym napisał komuś, a więc pomagałem - wyjaśnia nasz rozmówca. Rynek pisania magisterek to biznes. Bo jak sam doktor twierdzi, to tylko papier - jeśli ktoś chce go mieć, a nic nie umie, to nic strasznego. Nikt nikomu krzywdy nie wyrządza. Puszczam debili, jeśli mi każą Wykładowca podczas własnych studiów zastanawiał się nad umieszczeniem ogłoszenia pisania prac zaliczeniowych w gazecie. Jednak uznał, że to zbyt niebezpieczne. - Karanie osób, które piszą za pieniądze? Chyba tylko pod tym względem, że nie odprowadzają podatków i oszukują skarb państwa. Dlatego mogę powiedzieć, że to oszustwo. A jeśli chodzi o pomoc uczelni w produkowaniu magistrów, to nie mam skrupułów. Puszczam debili, jeśli mi każą. Dostałem nakaz, aby nie wstawiać dwój. Jeśli dopuszcza się debila do obrony to znaczy, że już wcześniej ktoś zawalił. Moje sumienie zostało przez "górę" odpowiednio spacyfikowane - komentuje doktor. Wielu studentów uważa, że należy zlikwidować przymus pisania prac licencjackich czy magisterskich, gdyż pisanie prac nie ma większego sensu, poza materialnym. Podobnie uważa nasz rozmówca. To jest biznes - Powinna być praca semestralna, a nie licencjacka czy magisterska. Na świecie sprawiedliwości nie ma i nie będzie. Ale nie zlikwiduje się tego, bo chodzi o pieniądze. Gdyby nie te prace, nie byłoby seminarium, czyli dodatkowych godzin, za które się dostaje pieniądze. Ponadto pieniądze za magistra oraz dla recenzentów. Była kiedyś propozycja zlikwidowania pisania prac, ale to nie przeszło i nigdy nie przejdzie. Biznes. Można się oburzać, ale powiedzmy szczerze - ci, którzy egzaminują, wiedzą, czy ktoś sam pisał, czy nie, ale... przymykają oko - wyjaśnia doktor. Prezes jednoosobowej "firmy" Kamil jest studentem III roku na jednej z rzeszowskich uczelni wyższych. Pomysł pisania prac za pieniądze zrodził się przez przypadek. Wiele osób już na pierwszym roku prosiło go, by sprawdził ich prace, pisemne referaty i zadania. - Niektórzy przynosili zupełne gnioty, prace, które wstydziłbym się oddać nauczycielowi jeszcze w czasach licealnych. Często poprawiałem te prace, a nawet pisałem od zera, tłumacząc przy okazji, jak powinno się formułować myśli i zdania. Wtedy przyszło mi do głowy, że tak naprawdę to udzielam korepetycji, które przecież są odpłatne i stąd pomysł pisania prac za pieniądze - opowiada student. W swojej "karierze" do tej pory stworzył 3 prace magisterskie i licencjackie i wiele tzw. projektów zaliczeniowych, głównie ze swojej dziedziny, ale też jest w stanie napisać na wiele innych tematów. Kamil nigdy nie zamieściłby ogłoszenia w gazecie czy na portalu internetowym. "Klienci" sami się znajdują. Znajomi znajomych, osoby z polecenia. Prace oddaje zazwyczaj w częściach i w ten sposób również dzielone jest honorarium. Czas pisania pracy jest różny, a cena zależy od jakości pracy, która ma powstać. Zwykle to ok. 1500 zł. On sam nigdy nie zapłaciłby za pracę licencjacką czy magisterską. Matoły z wyższym wykształceniem - To kwestia honoru. Nie chciałbym całe życie wyrzucać sobie, że jestem magistrem, który zdobył dyplom nie własnymi siłami. Ale nie oceniam i nie potępiam innych. Jeśli ktoś potrafi z tym żyć, nic mi do tego. Mogę jedynie mówić o sobie. Ja bym nie kupił. To jest kwestia indywidualna każdej osoby. A jeśli chodzi o karanie, to sam proceder jest chyba ciężko wychwycić. Gdzie kończy się granica między pomocą, czymś w rodzaju korepetycji a transakcją handlową? Równie dobrze można by karać anglistów, którzy podczas korepetycji rozwiązują z uczniem zadanie na najbliższą lekcję angielskiego w szkole, albo "pomagają" napisać wypracowanie - tłumaczy student. Na uczelni Kamila jest więcej takich "przedsiębiorczych" studentów. On sam zna 6 takich osób. Według niego, to rynek weryfikuje kompetencje, więc bez żadnych wyrzutów sumienia właśnie przyjął zlecenie na kolejną pracę magisterską... - Mamy takie czasy, że wszystko jest na sprzedaż. Dziś nawet kobietę można kupić, a co dopiero magisterkę... Fakt, że dzięki takim osobom jak ja po Polsce chodzą matoły z wyższym wykształceniem... - podsumowuje z ironią Kamil. Judyta Nylec Praca magisterska - napisać czy kupić? Włącz się do dyskusji