Trójka rodzeństwa z Tarnobrzega 4 lata temu została pod opieką taty. Jednak opieka nad trójką dzieci, sprzątanie, gotowanie, pranie, odrabianie lekcji zaczęły go przerastać. Zaczął pić, a sąsiedzi coraz częściej widzieli, że dzieciaki chodzą zaniedbane. Zaczęły się też problemy w szkole z Krystianem. W końcu dziećmi zainteresowały się odpowiednie służby. A potem decyzja sądu - umieszczenie dzieci w pogotowiu opiekuńczym. Na rozprawę stawiła się wprawdzie matka, ale powiedziała, że jeszcze nie może wrócić z Włoch. - Jeszcze rok, dwa, urządzę się tam i po nie wrócę, zabiorę do siebie - tłumaczyła sędziemu. Dzisiaj dzieci są pod opieką ciotki, której wcześniej nawet nie znały. Mija kolejny rok, a do drzwi ich nowego domu nie puka mama. Bez dzieci można żyć, a bez chleba? Podobnych rodzin, które rozłączyła zwyczajna ludzka bieda, jest coraz więcej. W Stalowej Woli opiekująca się grupą pięciolatków Jadwiga od razu zwróciła uwagę na Mateusza. I nie tylko dlatego, że od jakiegoś czasu się jąkał. Po prostu inne dzieci, chociaż go lubiły, nie chciały się z nim bawić. Bo Mateusz śmierdział. Tak mówiły maluchy. Okazało sie faktycznie chłopiec przychodził do przedszkola brudny. Po wizycie w jego domu okazało się, że matki nie ma. Wyjechała do Anglii razem z drugim partnerem życiowym, ojcem Mateusza. Pięciolatek został w domu pod opieką starszych przyrodnich braci i doglądającej ich sąsiadki. Najgorsze było to, że bracia, w których Mateusz był wpatrzony, już mieli na karku poważne konflikty w szkole, a nawet zatargi z prawem. Po interwencji przedszkola matka chłopców wróciła z zagranicy. Mówiła, że zostanie, dopóki Mateusz nie pójdzie do szkoły. A co potem? - Z czegoś trzeba żyć - mówi krótko. Zamiast własnego kąta dom dziecka Bożena i Grzegorz wyjechali, gdy ich synek miał miesiąc. Maleńkiego Nikodemka zostawili pod opieką babci. Ale nie płakali przy pożegnaniu, bo przecież gdzieś tam rysowało się lepsze życie, własne mieszkanie, może samochód. Wrócili na chwilę, na pierwsze urodziny synka. Babci obiecali wprawdzie, że zabiorą teraz dziecko ze sobą, ale załatwianie paszportu trwało zbyt długo, a tam uciekał każdy dzień pracy. Na drugie urodziny Nikodema rodzice już nie przyjechali. A babcia, rozwódka od wielu lat, zaczęła spotykać się z młodszym mężczyzną. Trzylatek, którego nie było z kim zostawiać, trafił w końcu do ośrodka adopcyjnego w Stalowej Woli. Sąd przygotowuje dokumenty pozwalające adoptować maluszka. Nie sposób jednak ustalić miejsca zamieszkania jego rodziców. Za granicę uciekła, niemal wprost z porodówki, także matka kilkumiesięcznej podopiecznej stalowowolskiego domu dziecka. Dziewczynkę, u której lekarze podejrzewają zespół Downa, zostawiła w szpitalu pod pozorem przyniesienia z domu rzeczy dla dziecka. Już tu nie wróciła. Po kilku dniach pracownicy szpitala dodzwonili się do matki. Oznajmiła, że jest już w Londynie i zrzeka się wszelkich praw do córeczki. Trudno oceniać postępowanie rodziców - Często praca poza granicami kraju jest jedynym źródłem utrzymania całej rodziny - mówi Danuta Wojtysiak, psycholog z Rodzinnego Ośrodka Diagnostyczno-Konsultacyjnego przy Sądzie Okręgowym w Tarnobrzegu. - Nie możemy takich wyjazdów zabronić. Nie mamy przecież dla takich rodzin innych propozycji na rynku pracy. Jednak powroty mogą być równie trudne, jak zostawienie dziecka czy dzieci w kraju. I przeżywają je obie strony. Trudno jest dziecku, któremu zburzył się jego dotychczasowy świat bez matki czy ojca. I tak samo trudno jest matce po kilku latach rozłąki na nowo uczyć się swej roli. - Można jednak tak wszystko zorganizować, by tej więzi z najbliższymi nie zrywać, by dzieci, jak najmniej na tym ucierpiały - dodaje pracująca w tym samym ośrodku psycholog Jolanta Chwałek. Wyjeżdżając trzeba mieć pewność, że, gdy uda się "odbić od dna" będzie się umiało umieć powiedzieć sobie "dość". Zerwanej bowiem, szczególnie we wczesnym dzieciństwie, więzi pomiędzy rodzicem, a dzieckiem nie da się łatwo odbudować. Te trudności z odnalezieniem się często bywają przyczynkiem do podejmowania dramatycznych decyzji - "wracam za granicę". Joanna Rybczyńska, Marta Wiewiórska