Andrzej (38l.) i Dorota (34l.) R. i troje sąsiadów jak co dzień jechali z Wiśniowej do pracy w stolarni w Czudcu. Do bramy zakładu mieli niecały kilometr. Niespodziewanie, audi prowadzone przez Andrzeja zjechało na lewy pas jezdni...potężny huk rozdarł powietrze. Samochód wbił się w przód rozpędzonej ciężarówki. Małżonkowie nie mieli szans na przeżycie. Trzech pasażerów podróżujących na tylnym siedzeniu trafiło do szpitala w Rzeszowie. Nie znamy jeszcze wszystkich szczegółów tragedii mówi nadkom. Stanisław Pelc, oficer prasowy strzyżowskiej policji. - Ślady na jezdni wskazują, że audi prawdopodobnie zjechało na przeciwległy pas ruchu i zderzyło się czołowo z tirem. - Straszne, nie mogliśmy pomóc ofiarom bo karoseria była zmiażdżona - mówi roztrzęsiona pasażerka vw golfa, która nadjechała w to miejsce kilka minut po wypadku. - Pasażer i kierowca nie żyli, ale na tylnym siedzeniu byli żywi ludzie - dodaje kobieta. Dopiero gdy strażacy rozcięli auto, wydobyli ofiary rannych. To cud, że tamci przeżyli. To byli wspaniali sąsiedzi Tragiczna wieść bardzo szybko dotarła do Wiśniowej koło Iwierzyc, wioski, w której mieszkali Andrzej i Dorota. Co teraz będzie z ich synami zastanawiają się głośno zatroskane kobiety. Tacy skromni i spokojni byli... Zawsze można było na nich polegać. Do Andrzeja można było przyjść w potrzebie nawet w środku nocy. Nikomu nie odmówił pomocy, wspominają sąsiedzi. - To był taki chłop do tańca i do różańca - dodaje jedna z kobiet poruszona śmiercią młodych ludzi. - Zawsze pierwszy do roboty, a i jak trzeba było wypić, to też nie odmówił. A ta jego Dorota, to tylko do rany przyłożyć. Często pomagała samotnemu sąsiadowi. Jak co dobrego ugotowała, to nieraz przyniosła mu i poczęstowała. Pogoniła, żeby chałupę oporządził i sama też pomogła. Złota dziewczyna i wspaniała matka dla Damiana i Krzyśka. Dopóki starczy mi sił Damian ma 15 lat i chodzi do drugiej klasy gimnazjum. Krzysztof jest rok młodszy. Byli w drodze do szkoły, gdy ciocia, siostra Andrzeja, przyniosła im straszliwą wieść. - Teraz są u mojej córki, bardzo cierpią - mówi pani Maria, mama Andrzeja. - Poszliśmy z mężem do domu Andrzeja, bo muszę tu trochę posprzątać, ale nie możemy zabrać się do roboty - szlochając mówi pani Maria. - Nie wierzę, że ich już nie ma - dodaje. - Biedne sieroty tu wrócą, bo to przecież ich dom. Będą tu mieszkać, a my się będziemy nimi opiekować dopóki starczy nam sił. Jak będzie trzeba to i córki pomogą. - Lata swoje już mam i w polu niewiele poradzę, ale w domu co trzeba zrobię - dodaje pan Mieczysław, dziadek osieroconych chłopców. - Jakoś damy radę. Musimy. Krzysztof Rokosz