Do schroniska dla bezdomnych, które prowadzi Rzeszowskie Towarzystwo Pomocy im. św. Brata Alberta, przyszła kiedyś emerytka. Kiedy zobaczyła, że ci, którzy tam mieszkają, chcą uczciwie i godnie żyć, ale mieli w życiu pecha, przekazała na użytek podopiecznych schroniska... własny dom. Gdyby zapytać socjologów, czy Polacy chętnie pomagają innym, wielu byłoby sceptycznych. - Jesteśmy solidarni, ale raczej w spektakularnych akcjach, kiedy jest jakaś katastrofa, np. powódź. W codziennym życiu ludzie coraz częściej stosują kapitalistyczne zasady, wprowadzone po 1989 r. To znaczy egoizm i regułę, że trzeba liczyć tylko na siebie - mówi dr Piotr Długosz. Ale socjolog dodaje, że na Podkarpaciu jest trochę inaczej, bo u nas ciągle ważna jest rodzina i tradycyjne wartości, które sprzyjają pomaganiu innym. Osoby, których działalność zależy też od dobrych uczynków innych, potwierdzają, że na Podkarpaciu ludzka uczynność nie jest towarem deficytowym. - Przed mikołajkami i Bożym Narodzeniem ludzie tak nam pomagają, że nie zamykają się u nas drzwi. Dostajemy dla naszych dzieci dosłownie wszystko: maskotki, książki, pampersy, środki czystości - cieszy się Urszula Polanowska, dyrektorka Domu dla Dzieci ''Mieszko'' w Rzeszowie. Jaka tam bidusia była! Aleksander Zacios, szef Rzeszowskiego Towarzystwa Pomocy im. św. Brata Alberta, zapewnia, że dobrych uczynków dla podopiecznych Towarzystwa doświadcza na co dzień. I to w najróżniejszej formie. Mógłby je wyliczać bardzo długo. Zacios opowiada, że kiedyś do schroniska dla bezdomnych przyszła nauczycielka. Kobieta dostała 20 tysięcy złotych w spadku po siostrze, ale postanowiła przeznaczyć pieniądze na pomoc bezdomnym. Ale Zacios był jeszcze bardziej pod wrażeniem tej decyzji, kiedy potem odwiedził kobietę w jej domu. - Jaka tam była bidusia. Ta pani sama potrzebowała pieniędzy, a oddała je naszym podopiecznym - dodaje z przejęciem. Podobnie było z emerytką, która odwiedziła rzeszowskie schronisko dla bezdomnych. Chodziła po budynku i przyglądała się, jak ludzie pracują, jak wszystko jest zorganizowane. Kiedy zobaczyła, że bezdomni to ludzie, którym po prostu coś się w życiu nie ułożyło, przekazała na użytek podopiecznych Towarzystwa Pomocy im. św. Brata Alberta dom, odległy o 35 km od Rzeszowa. - Powiedziała tylko, że trzeba pomagać ludziom - mówi Zacios. Paczka wróciła po tygodniu Zgodnie ze stereotypem, że ludzie stają coraz bardziej egoistyczni, czasem dziwi nas dobry uczynek. Kasia opowiada, że w czasie ostatnich wakacji kupiła nową spódnicę. Do domu wracała autobusem, który kursuje na trasie z Rzeszowa do Gwoźnicy. Kiedy wysiadała, reklamówka została na siedzeniu. Ale zgubę dziewczyna zauważyła dopiero w domu. Szybko zadzwoniła do PKS-u z prośbą, żeby kierowca sprawdził fotele. Torby już nie było. Po tygodniu, rano na przystanku zgubioną spódnicę dała jej koleżanka. Paczkę przekazała jej jeszcze inna dziewczyna, która wracała z pracy tym samym autobusem co Kasia.