Świat miał o Lidce usłyszeć. Była wyjątkową dziewczyną, wybitną studentką. Była też radosną kobietą, pełną ciepła, miłości i życzliwości dla wszystkich. Tak ją pamiętają ci, którzy choć raz mieli okazję spotkać Lidkę na swojej drodze. - Ludzie darzą się sympatią albo nie - mówi Kasia Kędzia, serdeczna przyjaciółka Lidki Litwin. - Tymczasem ona zdecydowanie lubiła wszystkich. Pamiętam to jeszcze z czasów podstawówki! Lubiła wszystkich i wszyscy lubili ją. Z tą dziewczyną nie dało się inaczej. Kasia poznała Lidkę w drugiej klasie szkoły podstawowej. Wtedy jej rodzice przeprowadzili się do podrzeszowskiej Świlczy. - Naprawdę zaprzyjaźniłyśmy się dopiero, gdy okazało się, że obie studiujemy w tym samym budynku instytutu filologii przy ulicy Mickiewicza w Krakowie - wspomina Kasia. Często spotykałyśmy się na korytarzu, narzekając wspólnie na zajęcia z łaciny albo umawiając się na wspólną podróż do domu na weekend. W każdy piątek rozglądałam się po dworcu, czy czasem Lidka nie jedzie tym samym pociągiem, bo na pewno byłoby wesoło. Z nią zawsze było wesoło. Tak trudno mi mówić o niej w czasie przeszłym. To jest przerażające. Wyjątkowo zdolna dziewczyna Lidka była ostatnim rocznikiem, który przed reformą oświaty rozpoczynał naukę w liceum po ósmej klasie podstawówki. Wybrała II Liceum Ogólnokształcące w Rzeszowie. - Lidka to jedna z tych uczennic, które zapamiętuje się na zawsze - mówi Jerzy Cypryś, były dyrektor II LO. - To dziewczyna, przy której człowiek cieszy się, że został nauczycielem. Nie tylko bardzo zdolna i żądna wiedzy, ale zawsze bardzo aktywna i włączająca się we wszystko, co w działo się w szkole. Moja ulubiona szałamaistka. Koleżanki ze szkolnej orkiestry tak wspominają Lidkę: - Będę zawsze pamiętać nasze wyjazdy z orkiestrą - mówi Alicja Szamburska. - Twoje śpiewy i harce w autokarze i to, jak nas zawsze rozśmieszałaś do łez... Jakie to wszystko jest niesprawiedliwe. - Na zgrupowaniu orkiestry w Myczkowcach miałyśmy jeden pokój - dodaje Ewa Wojtaszek. -. Lidka grała na helikonie. Nawet na próbach siedziałyśmy obok siebie. Była zawsze spokojna i uśmiechnięta. Miała wiele pasji. Muzyka była jedną z nich. Jednak najbardziej lubiła biologię. To właśnie ten kierunek wybrała do studiowania i wyjechała do Krakowa na Uniwersytet Jagielloński. Studenckie życie - Godzinami opowiadała mi o tych swoich mikrożyjątkach, o których chciała pisać pracę magisterską - mówi Kasia Kędzia. - Na tych wakacjach obie utknęłyśmy w Świlczy i spotykałyśmy się bardzo często. Uczyła się słów po czesku.