Co ciekawe, gwarancją nie są tu nawet zabytki, chociaż wiadomo, że te mieć nie zawadzi. Wydaje się, że włóczący się teraz po świecie ludzie szukają... no właśnie - ''tego czegoś''! I tak na dobrą sprawę nikt nie wie, czym ''to coś'' jest. Może właśnie dlatego tak wielkie pole do popisu mają miejscy spece od marketingu i promocji, którym czasem udaje się ''przemycić'' nawet najdziwniejsze pomysły. Grunt, żeby chwyciły. Bo gra idzie o wielkie pieniądze! Niektóre miasta, tak jak np. stolica Podkarpacia czy Przemyśl, są w gruncie rzeczy miastami tranzytowymi. Z zatrzymaniem u siebie turystów mają więc podwójny kłopot. Nie tak łatwo bowiem wymyślić coś, co spowoduje po pierwsze, że przejeżdżający przez nie ludzie zdejmą nogę z gazu i w ogóle postanowią w takim mieście się zatrzymać, a po drugie, zechcą pozostać w nim na kilka choćby dni i zostawić trochę swoich pieniędzy. Co więcej, trzeba spowodować, że ten - nawet krótki - pobyt wywoła u odwiedzających pozytywne emocje i wspomnienia, dzięki którym, o tym co widzieli i przeżyli, będą chcieli opowiedzieć innym ludziom, a ci zaś zakodują te informacje w swoich umysłach. A wówczas jakieś obce dla nich miasto już takim obcym nigdy nie będzie. Burza mózgów Pewnie, że najłatwiej byłoby mieć w mieście coś, co samo przez się przyciąga ludzi, wzbudza ciekawość, a nawet - po prostu - chęć ''zaliczenia'' czegoś. Ludzie jednak lubią się chwalić, że też już gdzieś byli i coś widzieli. Łatwo się domyślić, że gdyby w takim Rzeszowie powstał np. ''Park Wodny'' z prawdziwego zdarzenia, to jako jedyny w regionie byłby sporą atrakcją. Do tego, jeśli chodzi o promocję, tak jak w marketingu w ogóle, tu również sprawdza się zasada - kto pierwszy, ten lepszy. Lepiej jednak być gonionym, niż samemu kogoś gonić. Wymyślić coś, czego nie mają inni - oto jest zadanie dla miejskich speców od promocji. A wyścig jest mocno obsadzony. Jak bardzo, łatwo sprawdzić choćby w Internecie. Nie ma chyba w Polsce miasta, a nawet miasteczka, które nie szukałoby sposobów na zasłynięcie czasem nawet z... czegokolwiek. Jak to robią inni? Festiwale gonią więc festiwale, a oryginalne święta inne oryginalne święta. Pod niektóre pomysły podczepia się zresztą wielu. Tak jest np. ze Świętem Ziemniaka. Obchodzą je w tylu miastach i miasteczkach, że trzeba było powymyślać dodatkowe atrakcje lub jakieś nazwy, które jedno święto odróżniłyby od innych. I tak, istnieje już np. festyn pod nazwą ''Słupska Bursztynowa Bulwa''. Gdzie indziej z kolei wymyślono ''Święto Pieczonego Ziemniaka''.