- Czułem, że chyba mam kolejny zawał serca. Potwierdził to też lekarz pogotowia, który dał mi skierowanie do szpitala. Lekarz z izby przyjęć zachowywał się jednak jak arystokrata, a mnie traktował jak natręta, który zawraca mu głowę. Przez dwie godziny tak umierałem na izbie przyjęć, zanim wreszcie skierowano mnie na oddział i zaczęto ratować moje życie. Dramat 61-letniego Czesława Głodzika ze Złotników koło Mielca rozegrał się w sierpniową sobotę Wczesnym popołudniem mężczyzna poczuł nagły ostry ból w klatce piersiowej. Znajomy ból. Ból budzący strach. Czesław Głodzik przeszedł już dwa zawały serca i ma wszczepione by-passy. Edyta Głodzik, córka pana Czesława, natychmiast wsadziła chorego ojca do swojego samochodu i zawiozła do Mielca na pogotowie ratunkowe. - Lekarz pogotowia potraktował mnie bardzo poważnie - mówi Czesław Głodzik. - Zbadał mnie poza kolejką, zrobił EKG i podał leki przeciwbólowe. Potwierdził, że podejrzewa zawał serca i wypisał skierowanie do szpitala. Natręt na izbie przyjęć Według relacji pacjenta, lekarz na izbie przyjęć był bardzo niezadowolony z przybycia kolejnego "intruza". Pielęgniarka wskazał choremu łóżko, a pół godziny później zrobiono mu badanie morfologii krwi oraz enzymów sercowych i pozostawiono bez opieki na kolejną godzinę. Potem ponownie zrobiono EKG. - Tak upłynęły chyba ze dwie godziny - pamięta pan Czesław. - Potem wreszcie zawieziono mnie na OIOM, podłączono aparaturę i zaczęto leczenie. Udało się. Tydzień później, już na oddziale kardiologii, potwierdzono, że miałem trzeci zawał. Moje serce jest poważnie uszkodzone. Stało się to na izbie przyjęć. Gdyby tamten lekarz mnie nie lekceważył, może nie doszłoby do tego. Nie ma wątpliwości, że chorego z podejrzeniem zawału nie wolno było trzymać na izbie przyjęć aż dwie godziny. Podstawowa diagnostyka została zrobiona już na pogotowiu. Dalsze badania nie powinny więc raczej trwać dłużej niż kilka, kilkanaście minut. Czy gdyby sprawnie zajęto się panem Czesławem, to nie doszłoby do zawału i poważnego uszkodzenia serca? Na to pytanie będzie musiała odpowiedzieć dyrekcja mieleckiego szpitala. Edyta Głodzik złożyła bowiem skargę zarówno na nieuzasadnioną jej zdaniem zwłokę w podjęciu leczenia, jak i na obcesowe, wręcz niegrzeczne zachowanie lekarza z izby przyjęć. Jaka będzie odpowiedź dyrekcji na tę skargę? Czas pokaże. KRZYSZTOF ROKOSZ