Proces rozpoczął się z pięciogodzinnym opóźnieniem, ponieważ sąd od rana rozpatrywał wnioski oskarżonego i jego obrońcy. Najpierw wnioskowali o umorzenie postępowania z powodu - ich zdaniem - braku dowodów na popełnienie zarzucanych czynów. Gdy sąd postanowił nie umarzać postępowania, złożono kolejny wniosek o zwrócenie akt do prokuratury celem uzupełnienia materiału dowodowego o zeznania świadków. Także i tego wniosku sąd nie uwzględnił. Dopiero po ogłoszeniu postanowień w tych sprawach możliwe było rozpoczęcie procesu. Zarówno oskarżony, jak i pokrzywdzony zgodzili się na ujawnienie personaliów. Według jasielskiej prokuratury rejonowej dyrektor Waśko bezpodstawnie odmówił zatrudnienia na stanowisku ordynatora oddziału neurologii doktora Jerzego Bobki, mimo że wygrał on konkurs na to stanowisko. Ponadto dyrektor miał też znieważać i poniżać lekarza, podważać w oczach personelu jego autorytet i naruszać jego dobra osobiste. Odmówił mu też przyznania zaległego urlopu, udzielił mu bezzasadnie nagany, a następnie zwolnił lekarza dyscyplinarnie i nie wydał mu świadectwa pracy. Bobko uważa, że powodem szykanowania go przez dyrektora był fakt, że to on wygrał konkurs na stanowisko ordynatora oddziału neurologii, a nie kolega dyrektora. Bobko pracował w tym szpitalu od 1986 roku. Siedem lat później, po uzyskaniu II stopnia specjalizacji, został zastępcą ordynatora. Po wygranym konkursie na stanowisko ordynatora oddziału w 2000 roku nie został na nim zatrudniony. Powstały konflikt skutkował dalszymi szykanami. Trzy lata później lekarz chciał pójść na kilkanaście dni zaległego urlopu, dyrektor udzielił mu zaledwie kilku dni. Bobko nie przyszedł jednak do pracy, uznał bowiem, że jest na zaległym urlopie. Dyrektor zwolnił go dyscyplinarnie. W procesach cywilnych i z tytułu prawa pracy lekarz otrzymał już blisko 90 tys. zł wraz z odsetkami zadośćuczynienia i odszkodowania. Dyrektorowi, który zaprzecza, by szykanował doktora, grozi kara grzywny, ograniczenia wolności lub do dwóch lat więzienia. Postępowanie w tej sprawie początkowo prowadziła rzeszowska prokuratura, ale trzykrotnie je umarzała - ze względu na brak znamion czynu zabronionego.