Towar jednak sprzedają nielegalnie, a policja przymyka na to oko. Przymyka, bo to teren miasta. Jednak miasto pozwolenia na handel w tamtym terenie nie wydało. Wystarczy więc, by patrol podjechał i sprawdził handlujących, czy któryś z nich opłacił placowe. - Jeśli tam jest handel, to na pewno nielegalny. To nasz teren, nikt o sprzedaż na tamtym terenie nas nie prosił - mówi wprost Franciszek Zaborowski, wiceprezydent miasta. Bazar powstał pod przystankowymi wiatami. Sprzedawcy rozkładają swój towar popołudniu, najchętniej tuż przed godziną 15. Do pracy idzie II zmiana, po godzinie 15 wyjdzie I zmiana, zawsze coś można sprzedać. A potem szybko zwinąć towar wyłożony na rozkładanych stolikach. Późnym popołudniem nie ma tam już żadnego z handlujących. A wtedy w trasę, biegnącą m.in. ulicą Orzeszkowej, wyrusza sam zastępca komendanta policji. - Często jeżdżę tamtędy po pracy rowerem i widzę tylko panie z pieskami, no i młodych uczących się jeździć samochodami na placu zajezdni. Ale handlujący? Nigdy czegoś takiego tam nie widziałem - mówi podinspektor mgr inż. Lucjan Maczkowski, zastępca komendanta stalowowolskiej policji. Sam komendant obiecał, że podeśle tam patrol policji, by sprawdził nielegalny bazar. Wiceprezydent miasta podkreśla w rozmowie ze "Sztafetą", że najwyższa pora zakończyć w ogóle handlowanie pod Hutą, wzdłuż Orzeszkowej i usunąć stojące tam jeszcze cztery kioski. Trzy z nich są zamknięte na głucho, niszczeją, a wandale wciąż je rozbijają. Tylko jeden otwiera się w godzinach szczytu, jak za dawnych lat. - Już na początku 2009 roku wystosowaliśmy do wszystkich sprzedających, by usunęli kioski. Ale zaczął się kryzys, więc odpuściliśmy. Ale teraz widzę, że już pora wrócić do tematu - mówi Zaborowski. Tomasz Gotkowski