Miało być lepiej Nowa sygnalizacja świetlna na kluczowym skrzyżowaniu w mieście została uruchomiona w sierpniu. Według założeń miało to być skrzyżowanie bezkolizyjne, jakiego w Mielcu jeszcze nie było. Do tej pory mnożyły się tu kolizje i poważne wypadki. Wykonanie skrętu w lewo było zawsze karkołomnym zadaniem. Modernizacja miała rozwiązać te problemy. Niestety, szybko okazało się, że nowa organizacja ruchu to nie do końca przemyślane rozwiązania. Coraz częściej wyprowadzeni z równowagi kierowcy mówią o tym skrzyżowaniu jako o zwyczajnym bublu. O ile rzeczywiście przejazd stał się wygodniejszy i bezpieczniejszy, to ubocznym efektem tej wygody stała się konieczność odstania co najmniej kilku czy kilkunastu minut w oczekiwaniu na zielone światło otwierające poszczególne pasy ruchu dla samochodów i dla pieszych. Stracony czas to jeszcze nie wszystko, bo projektanci przygotowali dla kierowców kilka pułapek. Absurdalne strzałki Dziennikarze "Korso" jako pierwsi wskazali na złe oznakowanie poszczególnych pasów ruchu znakami poziomymi (strzałki na asfalcie). Bezpośrednio przed skrzyżowaniem strzałki nad jezdnią wskazują tylko po jednym możliwym kierunku jazdy dla trzech pasów ruchu - na lewo, na prawo i na wprost, ale kilkadziesiąt metrów wcześniej kierowcy zbliżając się do skrzyżowania mieli namalowane na jezdni potrójne strzałki, dające im możliwość jazdy z ich pasa we wszystkich trzech kierunkach. Takie oznaczenie miałoby jakiś sens, a przynajmniej nie powodowałoby komplikacji, ale tylko wtedy, gdyby ruch na skrzyżowaniu był kilkakrotnie mniejszy. Niestety, taki nie jest i dlatego częstokroć kierowcy w miarę zbliżania się do skrzyżowania musieli wpychać się na sąsiednie pasy ruchu, bo okazywało się, że byli na niewłaściwym pasie ustawieni. Absurdalność takiego oznakowania była oczywista nawet dla mało doświadczonego kierowcy, ale nie dla projektanta. Musiało upłynąć kilka tygodni, zanim urzędnicy w Rzeszowie zrozumieli swój błąd i feralne strzałki na jezdni zostały poprawione. Za czym kolejka ta stoi? Długie sznury aut oczekujących karnie w swojej kolejce na przejazd przez skrzyżowanie to widok niemal powszedni. W dni robocze w godzinach porannego i popołudniowego szczytu korek na alei Niepodległości sięga aż do połowy wiaduktu. Dotyczy to szczególnie samochodów skręcających w lewo w ulicę Sienkiewicza. Nieco mniejsza jest kolejka oczekujących na jazdę na wprost w ulicę Staszica. Ci kierowcy mają już wypróbowany sposób na skrócenie swojej gehenny w korku i aby ominąć kolejkę, wybierają skręt w lewo i przejazd przez stację paliwową BP. W ten sposób można także szybciej przejechać skrzyżowanie w kierunku od wiaduktu na Tarnobrzeg. Kolejne długie sznury samochodów ustawiają się, szczególnie w godzinach porannego szczytu, na ulicach Staszica, Jana Pawła II aż po most na Wisłoce. Ci kierowcy nie mają innego wyjścia i mogą tylko cierpliwie czekać. Drugiego mostu na Wisłoce jak nie było, tak nie ma i prędko nie będzie. Przywróćcie prawoskręty! Dla większości mieleckich kierowców najprostszym rozwiązaniem, które znacznie poprawiłoby płynność ruchu na największym skrzyżowaniu w Mielcu, byłoby dopuszczenie przy jeździe na wprost także możliwości warunkowego skrętu w prawo, po uprzednim przepuszczeniu pieszych. - Kto i dlaczego nakazał likwidację zielonych strzałek skrętu w prawo, które dawniej doskonale się sprawdzały. Czy to pomysł Unii, czy jakiegoś szalonego urzędnika w naszym kraju?- pytał nas pan Adam z osiedla Lotników, który codziennie wracając z pracy ze strefy, spędza na skrzyżowaniu przy BP kilkanaście minut. Podobnych opinii otrzymaliśmy wiele. Opinię tę podziela także kierownik oddziału Rejonu Dróg Wojewódzkich w Mielcu Andrzej Kmiecik, od którego dowiedzieliśmy się, że sygnalizacja świetlna na skrzyżowaniu koło BP, a także koło Kazanówki, sterowana jest elektronicznie z wykorzystaniem kamer zainstalowanych na wysięgnikach nad jezdniami.