- Ten kot jest do mnie bardzo przywiązany, lubi spać w moim łóżku - opowiada Robert Penc. - Wtedy też pozostał w domu na noc. Gdzieś dobrze po północy zaczął mnie delikatnie drapać po twarzy. Nawet się trochę zdenerwowałem. Powiedziałem do niego: Rudy, odejdź, a on drapie dalej, dalej, zaczął też fukać. No to wstałem. Jakoś mi też było ciężko oddychać, nawet pomyślałem, że muszę przestać palić papierosy. Wyszedłem z domu i patrzę, a tu pali się. No to obudziłem brata i polecieliśmy do Zbysia, a potem do domu, żeby się mamusia wynosiła i wszyscy pozostali, bo się pali. Pożar w domu Krystyny Penc wybuchł 20 listopada około 1 w nocy. Prawdopodobnie najpierw zaczęła palić się przybudówka, w której mieszkał jej brat, 76-letni Zbigniew Różański. - Otworzyliśmy drzwi do pomieszczenia, gdzie spał wujek Zbyszek, a tam tylko ogniem dmuchnęło i tyle - relacjonuje drżącym głosem młodszy brat Roberta Penca. - Nie było szans, by tam wejść. Tam był jeden płomień. Wujek miał siedemdziesiąt sześć lat i był już niesprawny fizycznie. Potem znaleźliśmy go leżącego na łóżku. Zanim przyjechała straż z Niska, wszystko poszło z dymem. Nasz dom był drewniany, ale jeszcze solidny, dało się w nim mieszkać. Jak tu teraz żyć, wszystko się spaliło. Co było przyczyną zarzewia ognia, trudno obecnie powiedzieć. Jego krewi twierdzą, że mogło to być zwarcie elektryczne albo, co jest bardziej prawdopodobne, wada pieca kaflowego. Krystyna Penc jest wdową, urodziła 12 dzieci. Niektóre z nich już wyprowadziły się z domu, ale większość mieszkała z nią dalej w Bielińcu, w tym niepełnosprawna córka i półtoraroczna wnuczka Margarita. Teraz, po pożarze, dziewięcioosobowa rodzina pogorzelców trafiła do sąsiadów. - Tych ludzi spotkała straszna tragedia - mówi Wacław Piędel, sąsiad Penców, a zarazem ulanowski radny i prezes Towarzystwa Przyjaciół Wsi Bieliniec. - To był ogromnie przykry widok, jak niektórzy z nich uciekli z palącego się domu na bosaka i tak pozostali. Rodzina Penców nie może teraz dojść do siebie, ale wszyscy we wsi zapewniają, że im pomogą. Pani Krystyna początkowo miała zamiar wyjechać do córki, która mieszka w Jeżowem, ale odradziliśmy, bo tu znajdzie się jakiś lokal dla całej jej rodziny. W Gliniance jest budynek po starej szkole, może tam uda się umieścić panią Krystynę z rodziną. Wieść o tragedii w Bielińcu rozeszła się bardzo szybko. Jeszcze tego samego dnia, z rana, Alicja Złotek, właścicielka sklepu odzieżowego z Wólki Tanewskiej, przekazała ubrania. Ośrodek Pomocy Społecznej w Ulanowie zobowiązał się udzielić jednorazowej zapomogi finansowej. Burmistrz ulanowski Andrzej Bąk zadbał, by znalazły się pieniądze na bieżące sprawy bytowe. Ksiądz proboszcz i kościelny bezpłatnie załatwili wszystkie formalności związane z pochówkiem Zbigniewa Różańskiego. Wioska obiecała dać drewno na budowę nowego domu, będą też zbierane na ten cel pieniądze. Natomiast Towarzystwo Przyjaciół Wsi Bieliniec zdecydowało, że założy konto bankowe, na którym gromadzone będą pieniądze na odbudowę domu pogorzelców. - Będę rozmawiał z panem prezesem Stanisławem Kłapciem, aby Bank Spółdzielczy w Ulanowie otworzył na ten cel bezpłatne konto - mówi Wacław Piędel. - Jeśli to się uda, to mam nadzieję, że z pomocą "Sztafety" zaapelujemy o wsparcie finansowe naszej akcji. JANUSZ OGIŃSKI