W takich realiach wielu uczniów szkół ponadgimnazjalnych poznaje tajniki zawodu, który dotychczas znali tylko z teorii. - Przedsiębiorca dostaje od szkoły umowę i program praktyk - zaznaczają tymczasem dyrektorzy szkół. Ci, którzy na praktykach rzeczywiście uczą się zawodu, mają wyjątkowe szczęście. Reszta może sobie o tym tylko pomarzyć. Redaktorzy Super Nowości dotarli do uczniów z rzeszowskich szkół, dla których praktyka okazała się koszmarem. Podkładanie do pieca i taniec za 10 zł Osiemnastolatek z technikum informatycznego o specjalności grafika komputerowa postarał się o praktykę w dużej firmie, licząc na to, że dużo się w niej nauczy. Niestety, w pierwszym dniu usłyszał, że przez najbliższy miesiąc czeka go podkładanie węgla do pieca kaflowego... - To było poniżające. Na szczęście szkoła pozwoliła mi zmienić miejsce praktyk - mówi uczeń. Jego kolega (odbywający praktykę w innej firmie komputerowej) był wysyłany m.in. na zakupy do sklepu zoologicznego i po papierosy. Kiedy oddał resztę za papierosy, usłyszał, że może jej nie oddawać, tylko w zamian zatańczyć... - To dopiero było chamskie - przyznaje 18-latek. Kontrole powinny być częstsze Uczniowskie praktyki są kontrolowane przez szkołę. Niestety, nawet nauczyciele przyznają, że są one przeprowadzane zbyt rzadko, żeby zauważyć jakieś nieprawidłowości. - Mamy koordynatora, który przynajmniej raz udaje się na kontrolę, nawet gdy uczeń ma praktykę gdzieś w Bieszczadach - tłumaczy Zbigniew Tomasik, dyrektor ZS w Wysokiej. - Jeśli uczeń jest np. nad morzem, pozostaje kontakt telefoniczny. Katarzyna Drążek