W czasie czwartkowych mów końcowych prokurator zażądał dla Waśki 10 miesięcy więzienia w zawieszeniu na dwa lata oraz grzywnę w wysokości 5 tys. zł i dwuletni zakaz zajmowania stanowisk dyrektorskich w służbie zdrowia. Tego samego domagał się Jerzy B. oskarżyciel posiłkowy w procesie, czyli lekarz, którego prawa Waśko miał naruszać. Natomiast oskarżony i jego adwokat wnioskowali o uniewinnienie. Oskarżony zgodził się jeszcze w czasie rozpoczęcia procesu na ujawnienie personaliów i pokazanie twarzy. Zgodę tę podtrzymał na czwartkowej rozprawie. Jerzy B. na rozpoczęciu procesu pozwolił mediom na publikację swoich danych, ale cofnął ją w czwartek. Waśko z dniem 4 kwietnia br., po prawie 13 latach sprawowania funkcji dyrektora szpitala, złożył rezygnację z tego stanowiska. Proces rozpoczął się w czerwcu 2008 roku. Waśko został oskarżony przez jasielską prokuraturę o bezpodstawne odmówienie zatrudnienia na stanowisku ordynatora oddziału neurologii doktora Jerzego B., mimo że wygrał on konkurs na to stanowisko. Ponadto dyrektor miał też znieważać i poniżać lekarza, podważać w oczach personelu jego autorytet i naruszać jego dobra osobiste. Miał odmówić mu przyznania zaległego urlopu, udzielić nagany, a następnie zwolnić dyscyplinarnie bez wydania świadectwa pracy. Doktor B. w rozmowie na początku procesu powiedział, że powodem szykanowania go przed dyrektora był fakt, że to on wygrał konkurs na stanowisko ordynatora oddziału neurologii a nie kolega dyrektora. B. pracował w tym szpitalu od 1986 roku. Siedem lat później, po uzyskaniu II stopnia specjalizacji został zastępcą ordynatora. Po wygranym konkursie na stanowisko ordynatora oddziału w 2000 roku nie został na nim zatrudniony, choć wykonywał obowiązki wynikające z tej funkcji. Powstały konflikt miał skutkować dalszymi szykanami. Trzy lata później lekarz chciał pójść na kilkanaście dni zaległego urlopu, dyrektor udzielił mu zaledwie kilku dni. B. nie przyszedł jednak do pracy, uznał bowiem, że jest na zaległym urlopie. Dyrektor zwolnił go dyscyplinarnie. W procesach cywilnych i z tytułu prawa pracy doktor B. otrzymał już niemal 90 tys. zł wraz z odsetkami zadośćuczynienia i odszkodowania. Postępowanie w tej sprawie początkowo prowadziła rzeszowska prokuratura, ale trzykrotnie je umarzała ze względu na brak znamion czynu zabronionego.