O obserwowaniu samolotów i ich fotografowaniu, o mieleckiej grupie EPML Spotters i wielu godzinach przestanych w deszczu i na mrozie przy ogrodzeniu lotniska z Marcinami rozmawia Patrycja Augustyn. Wyjaśnijmy może na początek, cóż się kryje za słowami spotter i spotting. Marcin Kołacz: - Nie jesteśmy takimi typowymi spotterami, jak to definiują książki. Typowy to takie, którego interesują samoloty na danym lotnisku i skrzętnie notuje ich znaki rejestracyjne. Mniejszą rolę odgrywa dla tych ludzi fotografowanie statków powietrznych. My dlatego, że mieszkamy w Mielcu, a w tym mieście od zawsze, jak sięgamy pamięcią, były produkowane samoloty, interesujemy się głównie tym, co się dzieje na mieleckim lotnisku i w jego okolicach, a dodatkowo to fotografujemy: obloty fabryczne, pokazy lotnicze, loty szkolne i rekreacyjne. - Oprócz tego oczywiście obserwujemy korytarze powietrzne i samoloty pasażerskie na dużych wysokościach, bo to też część naszej pasji. Jesteśmy także obecni na międzynarodowych lotniskach i imprezach lotniczych w kraju i za granicą. Marcin Bobro: - Spotterzy dzielą się na kilka grup. Jedni obserwują samoloty ciągnące za sobą smugę kondensacyjną, ale jest to w skali świata niezbyt liczna grupa. Inni interesują się tylko lotnictwem wojskowym lub cywilnym. My natomiast należymy do grupy, która działa przy danym lotnisku i śledzi to, co dzieje się bliżej ziemi, w zasięgu obiektywu aparatu. M.K.: - Fotografujemy starty, lądowania, niskie przeloty - praktycznie wszystkie fazy lotu, w jakich znajduje się dany statek powietrzny. Pokazujemy piękno tych maszyn, ich wielkość i majestat. W jaki sposób zrodził się w Was pomysł na "podglądanie" samolotów i przerodził w hobby? M.K.: - Gdy byłem dzieckiem, to widywałem nad Mielcem sporo samolotów. Zawsze mnie ciekawiło, co to za model, próbowałem dojrzeć znaki rejestracyjne, starałem się odszukać więcej danych na jego temat, np. kiedy został wyprodukowany. M.B.: - Bakcyla złapałem podczas pokazów lotniczych w 1997 roku. Do tej pory była to największa tego typu impreza w Mielcu. To właśnie wtedy, 13 lat temu, zaczęła się moja przygoda - na początku było to sklejanie modeli, zbieranie różnych plakatów, plakietek, kolekcjonowanie gazet lotniczych, godziny spędzone na symulatorach lotu, aż w końcu, w 2007 roku, po zakupie aparatu fotograficznego, zająłem się amatorsko fotografią lotniczą i zacząłem śledzić maszyny latające nad naszym miastem, a także odwiedzać wszelkie imprezy lotnicze organizowane w naszym kraju. Skąd czerpiecie informacje, że danego dnia nad Mielcem pojawi się samolot, który będziecie chcieli udokumentować? M.K.: - Nie wiemy, kiedy nadleci jakiś samolot. Są to godziny spędzone w okolicach lotniska lub przed monitorami komputerów. Staramy się pozyskać informacje z wszystkich dostępnych dla nas źródeł. M.B: - Czasem czekamy 2, 3 i więcej godzin, i nic nie przylatuje. Dawniej, niestety, zdarzało się to często, natomiast teraz sytuacja powoli się zmienia, ponieważ na lotnisku prężnie działają szkoły lotnicze, Aeroklub Mielecki, ZUA, PZL, a także coraz częściej gościmy u nas prywatne odrzutowce. Jest więc na co czekać. M.K: - Mieszkamy w promieniu 5 kilometrów od lotniska. Hałas silnika dobiegający z niego wystarczy nam, aby szybko się zmobilizować, zabrać aparat i pojechać pod jego ogrodzenie. M.B.: - Dodatkowo pomagamy sobie informacjami, które są zawarte na stronie internetowej Polskiej Agencji Żeglugi Powietrznej - wszystkie firmy lotnicze muszą wcześniej zgłosić, że będą zajmowały przestrzeń powietrzną. Oczywiście nie ma tam podanej konkretnej godziny, tylko np. taka, że lot odbędzie się pomiędzy godziną 8 a 15. Do wykonywania lotów musi być jeszcze odpowiednia pogoda, ale i ona nie jest oznaką tego, że lot się odbędzie, bo np. może on zostać z jakiegoś powodu przełożony na inny dzień. Koledzy z innych regionów Podkarpacia informują was o zbliżających się samolotach? M.K.: - Nie tylko z Podkarpacia. Spotterzy są taką grupą, której członkowie informują się od razu o ważnych wydarzeniach. Istnieje dość duże forum internetowe, na którym śledzony jest ruch statków powietrznych. Jeśli dany samolot pojawił się w Warszawie, a trasa jego lotu przewiduje lądowanie np. w Rzeszowie, to dostajemy sygnał, że już można się przygotować na jego "przyjęcie". Cały czas chodzi jednak o obserwowanie przestrzeni powietrznej wokół lotniska - będąc bezpośrednio przy jego ogrodzeniu albo w internecie. M.B.: - Mówimy tutaj o dużych lotniskach, bo w Mielcu ciężko jest wyczekiwać czegoś większego, aczkolwiek jeżeli już się coś większego pojawi i dodatkowo uda się sfotografować taką maszynę, to satysfakcja jest naprawdę wielka. Jednak, chociaż rzadko również i na takie sytuacje udawało się nam natrafić. Wiele mieliście takich zmarnowanych dni, kiedy to koczowaliście pod lotniskiem i wracaliście bez żadnej zrobionej klatki w aparacie? M.K: - Dużo, dużo więcej niż udanych. Ale nie zrażamy się tym, to w końcu nasza pasja. Z czego byliście najbardziej zadowoleni do tej pory? M.B.: - Gdy tylko do Mielca przyleci coś innego niż zazwyczaj, to i nasze zadowolenie rośnie. Chociażby przylot prezesa firmy Sikorsky, pana Jeffreya Pino, który do Mielca dotarł swoim business jetem, to było wielkie wydarzenie. Dostaliśmy wtedy informacje od kolegów z Rzeszowa, że jego samolot wylądował w Jasionce i był tam dotankowany, następnie miał odlecieć do Mielca. Również podczas ostatniej powodzi, gdy na mieleckim lotnisku stacjonowały śmigłowce policyjne i wojskowe - te dni też były dla nas okazją do zrobienia wielu unikatowych zdjęć. M.K.: - Mimo deszczu i ulew śledziliśmy, co nowego przyleciało, wiedząc, że to wyjątkowa sytuacja na naszym lotnisku i może się już więcej nie powtórzyć. Widziałem kilkakrotnie, jak piloci śmigłowców lądowali na pasie startowym, gdzie widoczność była bardzo ograniczona. Piloci przylatywali do Mielca głównie po to, by zatankować swoje maszyny i jak najszybciej powrócić w rejon akcji ratowniczej. Oni wracali z minimalną ilością paliwa i wiele ryzykując, lądowali w bardzo trudnych warunkach atmosferycznych. Co prawda, was aż tak bardzo nie interesują samoloty pasażerskie, ale czy jesteście już w stanie z głowy powiedzieć, na jakie lotnisko kieruje się lecący nad Mielcem samolot? M.B.: - W dzisiejszych czasach, w dobie szerokiej informatyzacji oraz globalnego zasięgu internetu, nawet takie informacje jest bardzo łatwo uzyskać. Funkcjonuje strona internetowa, na której można obserwować aktualne loty samolotów na całym świecie. Po kliknięciu na ikonkę samolotu, pojawia się informacja o tym, skąd i dokąd on leci, jaką ma prędkość i wysokość oraz do jakich linii należy. Czasem dołączane są także fotografie tej maszyny. Powoli programy do obserwowania ruchu na niebie wchodzą na telefony komórkowe. Patrząc jednak na przelatujący wysoko samolot, w wielu przypadkach jesteśmy w stanie bezbłędnie określić jego typ oraz przewoźnika, do którego on należy.