Napad miał być zemstą za to, że kobieta złożyła w sprawie spadkowej niekorzystne dla matki jednego z nich zeznania. Obaj mężczyźni mają także zapłacić swej ofierze po 2 tys. zł zadośćuczynienia. Wyrok nie jest prawomocny. Prokuratura nie wyklucza apelacji. Na ogłoszeniu wyroku nie było obrońców oskarżonych. Dominik W., zdaniem biegłych, miał w czasie napadu ograniczoną poczytalność, stąd wymierzona kara (6 lat) jest niższa od najniższej przewidzianej w kodeksie karnym (8 lat wiezienia). W uzasadnieniu wyroku sędzia Grażyna Artymiak mówiła, że oskarżeni wszystkie ciosy zadawali w okolice głowy, dlatego sąd przyjął, że działali z zamiarem zabójstwa. O tym zamiarze świadczy także liczba uderzeń. - A to, że ciosy nie były śmiertelne ofiara zawdzięcza temu, że stawiała opór, broniła się i zasłaniała, oraz że udało się jej wyrwać nóż i go wyrzucić - mówiła sędzia. Sąd zmienił nieco kwalifikację czynu. Obaj mężczyźni zostali oskarżeni przez prokuraturę o usiłowanie zabójstwa Ewy D. z bezpośrednim zamiarem. Natomiast sąd uznał, że obaj działali wspólnie i w porozumieniu oraz mogli przewidzieć i godzili się na pozbawienie jej życia. Do napadu doszło w lipcu 2005 r. późnym wieczorem w miejscowości Paszczyna (powiat dębicki). Dominik W. uderzał Ewę D. młotkiem w głowę, a Roman F. usiadł na niej i nożem zadał jej ciosy w głowę, twarz, ręce i łopatkę. Łącznie kobiecie zadano 28 ciosów. Gdy udała, że zemdlała, napastnicy uciekli. Kobieta ciężko ranna doczołgała się do sąsiadki, skąd zabrano ją do szpitala i od razu operowano. Jest to już drugi proces obu mężczyzn. W poprzednim Sąd Okręgowy w Rzeszowie zmienił kwalifikację czynu na pobicie z użyciem niebezpiecznych narzędzi. Uznał bowiem, że zebrany materiał dowodowy nie pozwala na przypisanie oskarżonym usiłowania zabójstwa, i wymierzył im kary 6 i 7 lat więzienia. Natomiast za winną zlecenia pobicia uznano matkę Dominika, Jadwigę W. i skazano ją wówczas na 5 lat więzienia. Jednak sąd apelacyjny obniżył karę Jadwidze W. do 3 lat, zaś wyrok w stosunku do Dominika W. oraz Romana F. uchylił i nakazał ponowne rozpoznanie ich udziału w napadzie. Mężczyźni początkowo w śledztwie przyznali się do winy i podczas wizji lokalnej przedstawiali kolejność zdarzeń. Później jednak zaczęli wycofywać się z zeznań i oskarżać policję, że wymusiła na nich wyjaśnienia groźbą.