Sąd uznał go winnym nieumyślnego spowodowanie katastrofy w ruchu wodnym, zagrażającej życiu i zdrowiu wielu osób. Do wypadku doszło 30 kwietnia 2005 roku na Podkarpaciu. W spływie Sanem uczestniczyło 27 nauczycieli i pracowników Zespołu Szkół Zawodowych nr 1 w Kielcach, którzy czterema łodziami płynęli z Sanoka do Międzybrodzia. W Trepczy jedna z łodzi zaklinowała się w gałęziach drzewa. W nią uderzyła kolejna łódź, a osoby nią płynące wpadły do wody. Utonęły cztery nauczycielki i młody flisak. Decyzją sądu dyspozytor spływu musi zapłacić poszkodowanym w wypadku osobom zadośćuczynienia w kwocie od 500 do trzech tysięcy zł. Drugi z oskarżonych, inspektor nadzoru z Urzędu Żeglugi Śródlądowej w Krakowie Marian K., został skazany na rok więzienia w zawieszeniu na dwa lata za niedopełnienie obowiązków. W uzasadnieniu wyroku przewodniczący składu orzekającego Marek Stempniak powiedział, że do tragedii doszło z wielu powodów, ale pierwszym była decyzja o spływie Sanem w dniu, kiedy wodowskaz pokazywał przekroczony stan ostrzegawczy, woda płynęła szybkim nurtem, a niektórzy przewoźnicy i uczestnicy zgłaszali obawy. Według sądu organizator nie obsadził łodzi doświadczonymi przewoźnikami. Dowodem na to jest "fatalna akcja ratunkowa" - w jej trakcie m.in. jeden z flisaków polecił kobietom trzymającym się burt łodzi, by puściły łódź i po dnie przeszły do brzegu; porwał je nurt rzeki. Załogi nie skorzystały z rzutek, by ratować nauczycielki; przewoźnicy mieli problemy ze sterowaniem łodziami. Młody flisak utonął z powodu braku umiejętności i doświadczenia. Zdaniem sądu dyspozytor spływu wykazał się nie tylko brakiem szacunku dla bezpieczeństwa pasażerów, ale także brakiem szacunku dla żywiołu i rażącym brakiem wyobraźni. Według sędziego turyści mieli prawo oczekiwać, że organizator zapewni im bezpieczeństwo, on tymczasem nie wyposażył łodzi w kamizelki ratunkowe, a liczba rzutek i kół ratunkowych była niewystarczająca. Pomimo że oskarżony dotychczas prowadził nienaganny tryb życia, a przestępstwo ma charakter nieumyślny, zdaniem sądu ze względów prewencyjnych i dla kształtowania świadomości karnej społeczeństwa kara wobec Stanisława Ż. nie może być łagodniejsza. Inspektora z Urzędu Żeglugi Śródlądowej sąd skazał za to, że nie przeprowadzał w firmie organizującej spływy Sanem np. nie zapowiadanych kontroli oraz nie egzekwował obowiązku wyposażenia łodzi w środki ratunkowe. Zdaniem sędziego kara w zawieszeniu dla Mariana K. będzie wystarczającym ostrzeżeniem dla niego i innych funkcjonariuszy publicznych, którzy wykonując swoje obowiązki "idą na łatwiznę". Wyrok jest nieprawomocny. Obrońcy obu oskarżonych zapowiedzieli apelacje. - W wielu punktach uzasadnienia sąd bardzo krytycznie odnosił się do zachowania przewoźników, dowódców łodzi, wytykał ich błędy, które doprowadziły do tragedii, tymczasem ci przewoźnicy nie są objęci zarzutami - powiedział obrońca dyspozytora mec. Edward Rzepka.