Czuł, że potrzebują duszpasterza, więc wybrał taką drogę kapłaństwa. O prawdę katyńską walczył do ostatnich chwil. Nie pozwolił jej przemilczeć, ani o niej zapomnieć. Śmierć ks. Peszkowskiego wstrząsnęła środowiskiem Rodzin Katyńskich. Ci, których ojcowie zginęli w Katyniu, nie traktowali go tylko jak kapłana. Był dla nich kimś wyjątkowym, szczególnie bliskim. Był przewodnikiem, autorytetem i przywódcą. Bez niego walka o pamięć o pomordowanych byłaby nieporównanie trudniejsza. Ocalał, żeby dać świadectwo - Jestem jednym z 443 ocalonych - mówił półtora roku temu w wywiadzie dla ''Super Nowości'' ks. Zdzisław Peszkowski. Jako 21-letni człowiek był świadkiem wkroczenia wojsk radzieckich do Polski w 1939 roku. Niedługo później trafił do obozu w Kozielsku. Tylko cudem uniknął egzekucji, ale zginęli jego koledzy, przyjaciele. - Bolszewicy wywozili ich, a ci, którzy zostawali, nie wiedzieli, gdzie są, co się z nimi dzieje. W końcu dotarł do nas z więzienia gen. Władysław Anders i powiedział, że jesteśmy trzonem polskie armii. Wtedy spytaliśmy, jak to jest możliwe? Przecież jest jeszcze tylu oficerów. Gdzie oni są? - wspominał ks. prałat. Wiadomość o Katyniu dotarła do niego, kiedy razem z armią gen. Andersa był w Iraku. - Najpierw podał ją Berlin. Razem z kolegami słuchaliśmy tych strasznych wiadomości. Później zapisałem w swoim pamiętniku takie zdanie: ''Pustynia iracka posłyszała nasz płacz i modlitwę''. Z potrzeby serca i duszy Po wojnie młody Zdzisław Peszkowski rozpoczął studia w Oksfordzie na Polskim Uniwersytecie na Obczyźnie. Jednak po roku studiów uznał, że powinien zostać księdzem. - Ludzie, którzy przeżyli wywózkę na Wschód, ci, którzy stracili bliskich w obozach, młodzież, sieroty, potrzebowali kapelana. Dlatego zdecydowałem się na studia w seminarium - wyznał ks. prałat. Święcenia kapłańskie przyjął w 1954 roku. Był duszpasterzem młodzieży, grup polonijnych i Federacji Rodzin Katyńskich, w 1966 roku został prezesem Polish American Historical Association. Po ponad 40 latach pobytu na emigracji wrócił do Polski. - Na moją decyzję o powrocie wpłynęli kardynał Stefan Wyszyński i Ojciec Święty Jan Paweł II, którzy otoczyli mnie opieką. Wiedziałem, że rodziny katyńskie mnie potrzebują. Chciałem też być bliżej Moskwy i dokumentów tam zgromadzonych - tłumaczył ks. prałat Peszkowski. Odkryć prawdę Kapelan Rodzin Katyńskich przez ponad pół wieku walczył o to, by świat pamiętał o pomordowanych. - Przez lata słowo Katyń było przeklęte - mówił ks. Peszkowski. - Prawda została tak zniekształcona, że w końcu stała się faktem, który trzeba było przyjąć. W szkole dzieci nic nie wiedziały o Katyniu, a rodziny katyńskie musiały milczeć, żeby żyć. Ale dzięki jego staraniom, determinacji i uporowi, prawda powoli wychodziła z ukrycia. Księdzu udało się dotrzeć do dokumentów, o których istnieniu świat nie miał pojęcia. - Mamy podpisany przez Stalina rozkaz zamordowania wszystkich, którzy byli w obozach. Jest bezwzględny i absolutny. Aż się nie chce wierzyć w to, co tam jest napisane. Dotarliśmy do niego przez głównego archiwistę Rosji. Początkowo twierdził, że takiego dokumentu nie ma, ale ja się upierałem. No i w końcu go znalazł - opowiadał. Pamiętać, przebaczyć, pojednać Lata walki o pamięć o pomordowanych były niezwykle trudne. Zmagania z władzami, przekonywanie świata, że Katyń jest prawdą. To wszystko było trudne, ale nie najtrudniejsze dla kapelana rodzin katyńskich. - Najciężej było patrzeć na rodziny, które nie mogły mówić swoim dzieciom o Katyniu. Słuchali też ludzi, którzy twierdzili, że prawda wcale nie jest prawdą. Niektórzy wręcz wmawiali, że takiej zbrodni nigdy nie było - tłumaczył. Swoje życie ks. Peszkowski określił w pięciu słowach: prawda, pamięć, prawo, przebaczenie i pojednanie. Ujawnienie prawdy o Katyniu dało mu siły, żeby dalej walczyć i doprowadzić do pokoju i pojednania. Dlatego w 1995 roku przemawiając podczas apelu poległych przed Grobem Nieznanego Żołnierza w Warszawie, wypowiedział słowa przebaczenia wobec tych, którzy wydawali i wykonywali rozkazy stracenia polskich oficerów. - Golgota Wschodu to ogrom cierpienia, krzywdy, dramatu. Mój Boże, jedna trzecia naszego Narodu została zniszczona. I to miałoby zostać zapomniane? Dlatego nigdy nie zrezygnuję z poszukiwania prawdy o Golgocie Narodu polskiego na Wschodzie, z wolą przebaczenia - mówił w wywiadzie dla naszej gazety ks. prałat Zdzisław Peszkowski. ANNA OLECH aolech@pressmedia.com.pl