- Większość zasłania się biedą, ale trafiają się też osoby wyglądające na zamożne. I one zazwyczaj w ogóle się nie tłumaczą - mówi Zbigniew Bednarczyk, regionalny kierownik działu bezpieczeństwa w sieci Tesco. Ochrona hipermarketu przyłapała na kradzieży dwóch młodzieńców. Nie była to ich pierwsza wpadka, obydwaj "grasowali" już wcześniej w stalowowolskich sklepach. Strażnicy wezwali policję. - Czekając na przyjazd radiowozu zapytałem jednego z młodzianów, czy ma może paragon na rzeczy, z którymi próbował wyjść ze sklepu. W odpowiedzi usłyszałem tylko: a z ch... ci go wezmę? - opowiada Zbigniew Bednarczyk. Statystyki są porażające - polskie sklepy tracą z powodu kradzieży prawie 4,4 miliarda złotych rocznie. A jak to zjawisko wygląda na naszym podwórku? "Sztafeta" sprawdziła to na przykładzie największego sklepu w okolicy - hipermarketu Tesco w Stalowej Woli. Ochrona odzyskała 10 tysięcy Najgorzej było zaraz po otwarciu. Na gorącym uczynku łapano nawet po kilkunastu złodziei dziennie. Próbowali kraść co popadnie i liczyli, że się uda, bo nie zdawali sobie sprawy z ilości działających tu zabezpieczeń. Nie wiedzieli, że oprócz ochroniarzy w mundurach, sklepu pilnują również wtopieni w tłum klientów strażnicy ubrani "po cywilu", a także nowoczesny monitoring składający się nie tylko z kamer widocznych gołym okiem, ale i poukrywanych w alejkach mikrokamer. Nagrania z nich już wielokrotnie były jednymi z głównych dowodów w postępowaniach toczących się przeciw sklepowym złodziejom. Dodatkowo większość produktów jest zabezpieczona specjalnymi wszywkami lub wklejkami - często ukrytymi, które jeśli towar jest niezapłacony, przy próbie przejścia przez kasę aktywują bramki alarmowe. - Wiele osób wpadło w ten sposób, bo nie znały tego typu zabezpieczeń z innych sklepów w Stalowej Woli. Dość szybko część tutejszych złodziei dała więc sobie spokój. A jak przestali oni, to na "gościnne występy" zaczęli przyjeżdżać złodzieje z sąsiednich miast i miejscowości. Ale oni też wpadali - mówi Zbigniew Bednarczyk. Po tej pierwszej złodziejskiej "fali" liczba kradzieży i usiłowań kradzieży w stalowowolskim hipermarkecie Tesco spadła. I co istotne, utrzymuje się na niższym poziomie niż w podobnych placówkach tej samej sieci w innych miastach, jak na przykład w Krakowie czy chociażby Ostrowcu Świętokrzyskim. Nie oznacza to jednak, że w Stalowej Woli problemu nie ma wcale. W okresie od stycznia do listopada 2007 roku, ochrona hipermarketu zatrzymała na usiłowaniu kradzieży prawie 360 osób i odzyskała towar na łączną kwotę 10 tysięcy złotych. Próbował ukraść narty Straty, jakie z tytułu kradzieży ponosi stalowowolski hipermarket Tesco wynoszą średnio około 4 tysięcy złotych miesięcznie. Złodzieje próbują najczęściej wynosić kosmetyki, alkohol i drobne przedmioty ze stoiska RTV, jak np. odtwarzacze mp3 czy baterie. Zazwyczaj wybierają małe rzeczy, bo łatwiej je ukryć. Gdzie? W nogawce, za paskiem czy po prostu w torbie. - Niedawno zatrzymaliśmy około 40-letnią kobietę, która chodziła po stoiskach z kosmetykami, ubraniami i słodyczami, a towar zamiast do koszyka pakowała od razu do torby. Nazbierała go na ponad 300 złotych. Zatrzymaliśmy ją przy kasie, a sprawa będzie miała finał w sądzie - opowiada Zbigniew Bednarczyk. Wielu złodziei stara się nie przekraczać kwoty 250 złotych, dzięki czemu jeśli zostaną złapani, odpowiadają tylko za wykroczenie i najczęściej kończy się na wstydzie i mandacie do zapłacenia. Jeśli natomiast kradziony towar jest wart więcej, odpowiadają już jak za przestępstwo. - Koledzy z hipermarketu w Lublinie zatrzymali złodzieja, który kradł na kwotę 249 złotych. Taki był dokładny - mówi Zbigniew Bednarczyk.