Protestujący chodzili przez przejście dla pieszych, gwiżdżąc i krzycząc: "Solidarność", "Chcemy pracować a nie głodować". Żądali dla wszystkich pracowników, którzy nie otrzymali podwyżek, 300 zł brutto. Pieniądze te miałyby być wypłacane w ratach do końca roku. Jak poinformowała Halina Tama, szefowa zakładowych struktur NSZZ "Solidarność", która wspiera protest, pracownicy wręczyli swoje żądania dyrektorce szpitala. - Walczymy o godne warunki życia dla wszystkich pracowników. W naszym szpitalu zarobki są bardzo niskie, a koszty życia rosną - powiedziała Tama. Dodała, że jeżeli żądania nie zostaną spełnione, rozważane będzie zaostrzenie protestu. Dyrektorka do spraw medycznych jarosławskiego szpitala Janina Dańczak-Balicka powiedziała, że w pełni się solidaryzuje z pracownikami, ale obecnie szpital nie ma środków na zaspokojenie ich żądań. - Wiem, że te zarobki są żałosne, ale od chęci do czynów w tym wypadku droga daleka. Gdybyśmy chcieli dać takie podwyżki, to kosztowałoby to w tym roku szpital około 2 mln zł, a już mamy długi wymagalne w wysokości około 3 mln zł - powiedziała dyrektorka. Dodała, że propozycja dyrekcji to podwyżka od 40 do 100 zł brutto dla najmniej zarabiających. Podwyżki w tej wysokości pochłonęłyby kwotę około 300 tys. zł. Szpital zatrudnia łącznie 860 osób. Podczas protestu policja zorganizowała objazdy tylko dla samochodów osobowych i o ładowności do 3,5 tony, a dla samochodów ciężarowych ruch został wstrzymany. W związku z tym tworzyły się niewielkie korki