Najpierw są długie chwile wyczekiwania, aż samolot wyląduje na lotnisku w Jasionce. Gdy tylko słychać silniki zbliżającej się maszyny, z hali przylotów wybiegają najbliżsi tych, którzy jeszcze kilka godzin wcześniej byli w Londynie. Najpierw z niecierpliwością wypatrują wśród wysiadających swoich córek, synów, ojców i narzeczonych. Później jest gorące powitanie, pełna radości podróż do domu i oczekiwanie na święta. Żeby tylko szczęśliwie wylądowali... Słychać warkot silników samolotu, który kilka godzin wcześniej startował z lotniska w Londynie. Przed chwilą wylądował w podrzeszowskiej Jasionce. Z budynku wybiega kilkadziesiąt osób, których bliscy są w tym samolocie. Choć jest bardzo ślisko, jedna z kobiet próbuje biec. - Tam jest moja córka z mężem - mówi Jadwiga Dziok z Wysokiej Strzyżowskiej. - Pierwszy raz przyjechałam po nich na lotnisko, zawsze odbierał ich ktoś inny. Ale tym razem chciałam zobaczyć ich jak najszybciej. Bałam się tylko, czy szczęśliwie dolecą. Róże na lotnisku, tort w domu Przy siatce odgradzającej lądowisko stoi kobieta z bukietem róż w dłoni. Pani Elżbieta Lewicka z Ustrzyk Dolnych przygotowała je dla syna, córki i jej chłopaka. - Musiałam wziąć urlop, ale było warto - ze wzruszenia łamie się jej głos. Kobieta nie potrafi oderwać wzroku od schodków prowadzących z pokładu samolotu, wśród wysiadających wypatruje dzieci. Po chwili w oczach kobiety pojawiają się łzy. Z daleka zauważyła córkę i syna, z radości macha im bukietem róż. - W domu czeka na nich tort, przygotowany specjalnie na powitanie. Zrobiłam też ulubione mielone córki i buraczki. Wszystko tak, jak lubią - cieszy się pani Ela. Smakołyki dla taty W kilka chwil bliscy osób, które przyleciały z Londynu, zebrali się przed wejściem, którym przechodzą pasażerowie. W tłumie stoi nastolatka. - Czekam na tatę, ale on zazwyczaj wychodzi ostatni, bo wszystkich przepuszcza - mówi 16-letnia Gabrysia z Sanoka. Dziewczyna przyjechała na lotnisko ze swoim młodszym bratem, a przywiózł ich kolega taty. - Mama została w domu i przygotowuje smakołyki - wyjaśnia. - Choinka też czeka na tatę, ubierzemy ją razem. Jak ważna w te dni będzie każda chwila, doskonale też wie Jadwiga Dziok. Jej córka z mężem przyjechała tylko na kilka dni. Do Londynu musi wracać już w drugi dzień świąt. - Dlatego prawie wszystko już przygotowałam na święta. Chcę spędzić z nimi, jak najwięcej czasu - mówi wycierając łzy. Nigdzie nie ma takich świąt Kolejne osoby wychodzące zza ogrodzenia są witane przez swoich bliskich. Tutaj łzy mieszają się z ogromną radością. Uściskom, pocałunkom nie ma końca. W ramiona pani Elżbiety z Ustrzyk Dolnych i jej starszej córki wpadają syn, córka i jej chłopak. Nikt z nich nie wyobraża sobie świąt z dala od domu. - Tylko raz nie przyjechaliśmy na Boże Narodzenie do domu i to były najgorsze święta, jakie przeżyłam - wspomina Renata Lewicka. - Zamiast tej niezwykłej atmosfery, którą mamy w domu, był szary, ponury i smutny dzień. Nigdy więcej nie chcę przeżywać czegoś takiego. Panu Tomaszowi, tacie Gabrysi i Kuby, też nigdy nie przyszło do głowy, żeby zostać na święta w Anglii. - Nie, to niemożliwe - stwierdza zdecydowanie. Takiego samego zdania jest też Iwona Aruszewska, córka Jadwigi Dziok. Żeby móc spędzić z rodziną kilka dni, musiała wybłagać szefostwo o urlop. - Ale udało się i... jesteśmy. Spędzimy prawdziwe święta, w domu z najbliższymi - mówi, przytulając się do matki. ANNA OLECH