Okazją do zadania wielu, także niewygodnych dla władz miasta, pytań była nadzwyczajna sesja rady gminy Nowa Sarzyna. Niemal w ostatniej chwili wprowadzono do niej punkt wolne wnioski, w którym radni pytali tylko o niedawną powódź. Interesowali się przebiegiem akcji na terenie miasta. Mieli wątpliwości, czy została ona przeprowadzona właściwie. 13 godzin bezczynności? - Dlaczego dopiero w piątek 4 czerwca o godzinie 13 zaczęła się akcja zabezpieczania garaży? Przez trzynaście godzin nikt nie tknął palcem, by pomóc ludziom. Przecież już po północy było wiadomo, że coś się dzieje - dopytywał radny Jerzy Paul. Z zarzutami Paula nie zgadza się Franciszek Klocek z gminnego zespołu zarządzania kryzysowego. Jego zdaniem akcja została przeprowadzona sprawnie, a zadaniem służb jest najpierw chronić ludzi, a dopiero później ich dobytek. - Cała akcja zaczęła się już o godzinie 23 w Boże Ciało. Około godziny 4 nad ranem dostałem informację o trudnej sytuacji w Woli Żarczyckiej. Akcje rozpoczęto w przysiółkach Flisy i Łoiny. Zaczął się fizyczny monitoring na Trzebośnicy na najbardziej zagrożonych terenach - wyjaśniał Klocek. Urzędnik przyznaje jednak, że rzeka Trzebośnica nie ma stałego monitoringu. Jedyny wodowskaz znajduje się przy kościele w Rudzie Łańcuckiej. Dodaje, że nie wie kto go postawił i, że gmina z niego nie korzysta. Radni zorganizowali akcję Podczas gdy służby gminne zajmowały się ratowaniem Woli Żarczyckiej i przysiółka Młynarze we wsi Sarzyna, w Nowej Sarzynie zaczęła się walka o garaże. - O tym, że garaże położone nad brzegiem Trzebośnicy są zagrożone dowiedział się w piątek tuż po godzinie 12 od znajomego. Kiedy przyjechał na miejscem, na ulicę Ogrodową, nie było tam nikogo ze sztabu kryzysowego - stwierdził Paul. Wspomina, że na miejscu zdezorientowani właściciele garaży próbowali usypać prowizoryczny wał. Nie mieli ani piasku, ani worków. - Za własne pieniądze kupiłem łopaty. Pojechałem do straży pożarnej po worki. Dowiedziałem się też kto wozi piasek i poprosiłem by przywiózł przyczepę pod garaże - wymienia rajca. Razem z radnymi Alfredem Rysiem i Janem Fusem zorganizowali akcję układania worków. Dopiero wtedy na zagrożonym terenie pojawili się pracownicy urzędu. Przywieźli około 800 worków i zamówili kilka przyczep z piaskiem. Ułożony wał okazał się skuteczny. Całkowicie zalane w 1997 roku garaże tym razem dzięki akcji mieszkańców Nowej Sarzyny zostały obronione. Garaże nie był priorytetem Inaczej o akcji zabezpieczania garaży mówił Klocek. Jego zdaniem, do piątkowego południa nic im nie groziło. Jednak sytuacja zmieniała się bardzo szybko. O godzinie 11. było jeszcze około półtora metra rezerwy w rzece. W ciągu dwóch godzin poziom wody podniósł się na tyle, iż woda podmywała pierwsze budynki. - Gdy sytuacja się pogorszyła pytałem ludzi, czy będą układać worki. Odkręcali się i odchodzili. Tylko kilka osób się zgodziło - mówi urzędnik. Klocek przyznaje, że dla służb ratowniczych garaże nie były najważniejsze. - Najpierw ratuje się ludzi. Siły i środki mamy ograniczone. Od godziny 13. do godziny 15. prowadziliśmy akcję w trzynastu miejscach w gminie - wyjaśnia. Zdaniem radnego Paula, właśnie ta liczba miejsc w których prowadzona była równocześnie akcja przeciwpowodziowa świadczy o braku przygotowania w gminie. Dlatego też radni zwrócili się do władz miasta o przygotowanie raportu popowodziowego, w którym zawarte zostaną dokładne informacje o czasie i zakresie działania służb reagowania kryzysowego. Dopiero wówczas będzie można wyciągnąć ostateczne wnioski. Agnieszka Kopacz