Pierwszy wyjazd dla uroczej 25-latki nie był dramatycznym przeżyciem. - Co to było? Usuwanie gniazda pszczół w Rzeczycy Długiej - mówi Magda o służbie z 12 czerwca. Ale zaprawiona w boju już jest. Bo jeszcze na studiach brała udział w znacznie trudniejszych akcjach. - Do dziś wspominam olbrzymi pożar w stolarni w Warszawie. Gaszenie trwało około czterech godzin. Tak długo pracowałam w ogromnym żarze. Jak ciężkie są węże z wodą, które przez cały czas musiałam utrzymać, by gasić pożar, przekonałam się dopiero na drugi dzień. To nie takie "lanie" jak z ogrodowej sikawki. Okropnie bolały mnie mięśnie. Ale podczas akcji o tym się nie myśli. Jest taka adrenalina, że zmęczenie i wyczerpanie nie dają się we znaki. Człowiek wtedy daje z siebie wszystko, znacznie więcej niż jest normalnie w stanie wytrzymać - opowiada Magda. Bo to babochłopy... Przez lata zarzekała się, że nigdy nie wstąpi do straży, bo pochodzi ze strażackiej rodziny. Jej rodzice poświęcili się tej służbie. - Bracia zawsze mówili: nigdy nie mów nigdy. I choć oni strażakami nie są, to wyszło, że mieli rację - śmieje się Magda. Jak zareagowała rodzina, gdy Magdalena wyjawiła im swoje zawodowe plany? Rodzice byli zaskoczeni, choć zadowoleni, a znajomi gratulowali i pytali o to, jak można zostać strażakiem. Swojego męża - Sławomira, poznała właśnie na studiach strażackich. Został mu jeszcze rok studiów. - Związał się ze mną, choć zawsze powtarzał, że nie lubi kobiet ze straży. Bo to babochłopy - wspomina pani kapitan. O niej na pewno nie można powiedzieć, że ma posturę baby-chłopa. Nawet, gdy jest ubrana w czarny strażacki mundur i ciężkie buty. Obowiązuje równouprawnienie Zostać strażakiem-oficerem to na pozór proste. Wystarczy "tylko" pokonać konkurencję, która chce dostać się do Szkoły Głównej Służby Pożarniczej w Warszawie. Gdy zdawała Magda, ze 101 kandydatek do szkoły dostało się zaledwie 5 młodych dziewcząt. A na egzaminie matematyka, fizyka, język obcy i wymagający tor przeszkód na teście sprawnościowym. Łatwo nie było. A studia trwają 6 lat. Tuż po przyjęciu do szkoły adepci wyjeżdżają na obóz szkoleniowy, na dwa miesiące do Puszczy Kampinoskiej. Pod namioty, bez wygód. Tylko ciężki trening i szkolenia. Takie "małe wojsko". Kobiety wcale nie mają łatwiej - muszą być tak sprawne jak mężczyźni. - Od samego początku dowódcy podkreślali, że jest równouprawnienie i będziemy traktowane na równi z mężczyznami. Dlatego wszystkie dziewczyny próbowały dorównać krzepkim panom. Bo podczas akcji jeden strażak liczy na drugiego. I nie ma taryfy ulgowej, gdy w grę wchodzi życie czy zdrowie innej osoby. Zdaję sobie sprawę, że kobieta jest fizycznie słabsza od mężczyzny, ale podczas studiów byli i tacy, którym dorównywałyśmy bez trudu - mówi Magdalena. Żart na początek W stalowowolskiej jednostce pochodząca z Lublina 25-latka została dobrze przyjęta. Choć nie obyło się bez drobnego psikusa na początek. Ale nic dziwnego, skoro Magda "wkręciła" się sama. Koledzy młodszej kapitan na dyżurce sprawdzali, czy w jednym z telefonów wyświetla się numer telefonu komórkowego, mimo zastrzeżenia sobie tej możliwości przez dzwoniącego. Stali tuż obok Magdy i dzwonili ze swojego prywatnego telefonu. Młoda strażaczka była tak przejęta, że nie usłyszała, co robią koledzy i podniosła słuchawkę. Strażak stojący obok poprosił więc o usunięcie gniazda szerszeni w Rzeczycy Okrągłej, a nieświadoma 25-latka przyjęła zgłoszenie. Dopiero po chwili, po głośnych śmiechach strażaków, zorientowała się, że dała się nabrać. (got)