Ofiarami padają najczęściej kierowcy, którzy nie znają miasta i jadą w pełni ufając GPS-owi. Tarnobrzeski prom na długo zapamiętają aktorzy jednego z warszawskich teatrów, którzy jechali do miasta na Barbórkową Dramę. - Wyjechali z Warszawy po południu i na lewy brzeg Wisły dotarli późnym wieczorem. Stali przed Wisłą i zastanawiali się, czemu prom już nie pływa. Trasę tę wskazał im GPS - wspomina Sylwester Łysiak z Tarnobrzeskiego Domu Kultury. - Nie obyło się bez nerwów. Na wstecznym biegu spod tarnobrzeskiego promu wyjeżdża codziennie wiele aut. Niektórzy kierowcy wyciągają mapy i tradycyjnym sposobem szukają drogi wyjazdowej z miasta, inni łapią za komórki lub zaczepiają i proszą o pomoc przechodniów, klnąc pod nosem na nawigację. Tarnobrzeski prom działa niemal przez cały rok, ale wyłącznie w dzień. Nieczynny jest gdy poziom rzeki jest zbyt wysoki lub, co oczywiste, gdy Wisła zamarza. Gdy trafimy na prom po stronie, z której podjeżdżamy przeprawa trwa kilkanaście minut, gdy jednak musimy czekać, aż wróci z drugiego brzegu - ponad pół godziny. Przeprawa jest oczywiście płatna. 23 października ubiegłego roku całą Polskę obiegły zdjęcia mercedesa, który wjechał do jeziora pod Głubczycami, bo tak nakierowała go nawigacja w samochodzie. Jego GPS informował go, że jest w tym miejscu droga. W Tarnobrzegu kierowcy także muszą uważać na podobną pułapkę. Małgorzata Rokoszewska