- W dalszym ciągu czekamy na rozmowy, ale jeżeli nic się nie zmieni, to w końcu odejdziemy od łóżek pacjentów. Głodujemy prawie trzy tygodnie i nic, żadnego rozwiązania. Jesteśmy już zdesperowane - powiedziała w poniedziałek przewodnicząca związku zawodowego pielęgniarek i położnych w tym szpitalu, Alicja Kłyż. Dodała też, że wiele głodujących przerwało protest ze względu na pogarszający się stan zdrowia. Wiele z nich jest obecnie na zwolnieniach lekarskich. Podkreśliła też, że w dalszym ciągu czekają na wyznaczenie terminu rozmów z dyrekcją, w których ma wziąć udział wojewoda. Pozostałe pielęgniarki codziennie przez dwie godziny okupują gabinet dyrektora i co kilkadziesiąt minut przez 10 minut grzechoczą butelkami wypełnionymi kamieniami. Pielęgniarki odrzuciły w ubiegłym tygodniu propozycję dyrektora, który oferował podwyżkę w wysokości 18 proc. dla pielęgniarek (około 290 zł) i 7 proc. dla pozostałych pracowników, z wyjątkiem lekarzy, którzy wcześniej wywalczyli 18 proc. podwyżki. Jego propozycja ważna była tylko do wtorku do godz. 14. Przyjęły ją natomiast pozostałe związki zawodowe i od marca będą zarabiać 7 proc. więcej. Natomiast po odrzuceniu oferty przez pielęgniarki dyrektor Janusz Kołakowski wrócił do poprzedniej propozycji - wzrostu wynagrodzeń dla pielęgniarek o 15 proc. (około 220 zł). Zapowiedział też w rozmowie, że mimo iż pielęgniarki nie chcą podwyżki w tej wysokości, on im ją da, i od marca siostry otrzymają o 15 proc. większe pobory. Tymczasem protestujące pielęgniarki uważają wzrost wynagrodzeń o kilkanaście procent za obraźliwy. Same przedstawiły dyrekcji własną propozycję - 550 zł podwyżki. - Taka kwota (15 i 18 proc.) byłaby do przyjęcia przed dwoma tygodniami wyrzeczeń, głodówki. Teraz jest za mała. I my chcemy rozmawiać o podwyżkach kwotowo, a nie procentowo - mówiła wówczas. Zapewniła, że siostry chcą dalszych rozmów. Na dalsze negocjacje gotowy jest także dyrektor. Ma się w nie włączyć wojewoda. Nie ma jednak jeszcze terminu rozmów. Protestujące z przerwami od 1 lutego pielęgniarki domagały się początkowo 750 zł, teraz chcą 550 zł podwyżki. Dyrektor Janusz Kołakowski mówił na początku głodówki, że popiera żądania pielęgniarek, ale w takiej wysokości są one niemożliwe do realizacji. Podwyżki w kwocie proponowanej przez siostry kosztowałyby szpital 1,1 mln zł, a jego budżet wynosi niewiele ponad 12 mln zł. Głodujące pielęgniarki wykonują normalnie swoje obowiązki, nie wypełniają jednak dokumentacji pielęgniarskiej. Po zakończeniu dnia pracy siostry nie opuszczają szpitala, ale rozkładają materace w gabinecie naczelnej pielęgniarki. Siostry, które nie biorą udziału w głodówce, na znak protestu noszą czarne koszulki. Jest to drugi szpital na Podkarpaciu, w którym pielęgniarki włączyły się w głodówkę. Wcześniej taką akcję podjęły siostry z Przemyśla, ale po sześciu dniach głodówki podpisały porozumienie z dyrektorem. Otrzymały 550 zł do pensji zasadniczej, ale wrócą do rozmów po restrukturyzacji szpitala, jaką zamierza przeprowadzić dyrektor w drugiej połowie roku. Pielęgniarki domagały się podwyżki płacy zasadniczej o 1200 zł. W przemyskim szpitalu też trwa głodówka pracowników, m.in. analityków medycznych, techników RTG, rehabilitantów, diagnostyków laboratoryjnych. Domagają się podwyżek w wysokości 550 zł.