Pieniądze z mandatów wystawianych przez policję trafiają do skarbu państwa. Gdy mandat wystawia strażnik gminny lub miejski, to wzbogaca się kasa burmistrza lub wójta. Od 2004 roku strażnicy mogą używać fotoradarów i wtedy rozkręcił się fotoradarowy biznes. Żeby zgarniać kasę przy pomocy fotoradaru wystarczy zainwestować około 120 - 150 tys. zł i kupić urządzenie. Jednak nie każdą gminę stać na taki wydatek. Korzystają więc z ofert prywatnych firm, bo fotoradar może kupić każdy. Sprzedaż tych urządzeń nie jest w żaden sposób ograniczana. Prywatni posiadacze fotoradarów zawierają umowy z miejskimi strażami i wypożyczają im swoje urządzenia. MSWiA uznało, że taki proceder, nazwany ładnie współpracą, jest jak najbardziej legalny i przygotowało nawet specjalne wytyczne, jak taka współpraca ma wyglądać. Zasada jest jedna. Firma wynajmująca fotoradar straży miejskiej nie może mieć udziału we wpływach z mandatów. Umowa nie może więc określać, że właściciel fotoradaru dostanie za wynajęcie urządzenia np. 40 proc. kwoty wystawionych mandatów. Jednak ministerialne wytyczne nie określają wysokości opłaty za wynajem. Jeżeli wiadomo, że fotoradar ustawiony w jakimś miejscu robi około 100 zdjęć na godzinę i kierowcy przekraczają tam prędkość o ponad 20 km/godz, to łatwo policzyć, że każda godzina pracy urządzenia da dochód co najmniej 10 tys. zł. Właściciel fotoradaru umawia się więc z gminą, że za każdą godzinę pracy urządzenia dostanie np. 4 tys. zł. To wynagrodzenie formalnie jest płacone z budżetu gminy i nie ma nic wspólnego z dochodami z mandatów. Prywatny właściciel fotoradaru ustawia więc urządzenie przy drodze, a potem odczytuje rejestr i drukuje zdjęcia. Następnie zanosi je do straży miejskiej, a strażnik weryfikuje zdjęcia, stwierdza popełnienie wykroczenia, ustala właściciela pojazdu, wysyła wezwanie i nakłada mandat. Ten biznes najlepiej się kręci w małych miejscowościach, przez które przebiegają główne drogi. Gmina wnioskuje do dyrekcji dróg o ustawienie ograniczenia prędkości ze względu na bezpieczeństwo. Następnie stawia się w tym miejscu prywatny fotoradar i pieniądze z kieszeni kierowców płyną do kieszeni przedsiębiorcy i do gminnej kasy. Krzysztof Rokosz krokosz@pressmedia.com.pl