Ta filmowa scena porwania rozegrała się w poniedziałek w południe niemal w centrum Rzeszowa. Policjanci zablokowali drogi w kierunku Łańcuta. - Volvo porywaczy zostało dostrzeżone przez patrol na drodze krajowej numer cztery - relacjonuje sierż. sztab. Mariusz Stanio, oficer prasowy łańcuckiej policji. - Policjanci, zachowując maksymalną ostrożność, zatrzymali samochód w okolicy sadów w Krzemienicy. Wewnątrz siedziało pięciu młodych ludzi. Kierowca potulnie podporządkował się poleceniom uzbrojonych stróżów prawa. Chłopcy, rówieśnicy, w wieku 18 lat, od razu wyjaśnili, że porwanie było zainscenizowaną scenką, którą sfilmowali amatorską kamerą. Mimo takich tłumaczeń, filmowcy amatorzy zostali przewiezieni do komendy policji w Łańcucie. Stróże prawa nie wykazali ani krzty poczucia humoru. - Postępowanie tych młodych ludzi było skrajną nieodpowiedzialnością - grzmiał Mariusz Stanio. - Ich lekkomyślne zachowanie mogło spotkać się ze zdecydowaną reakcją policji, do użycia broni włącznie. Po przeprowadzeniu rozmowy w komendzie, chłopcy zostali zwolnieni do domów. Dalsze postępowanie poprowadzi rzeszowska policja, na której terenie miało miejsce sfingowane porwanie. - Młodzi ludzie zachowali się nie tylko nieroztropnie, ale wręcz niebezpiecznie - wtórował łańcuckiemu koledze podinsp. Zbigniew Kocój z rzeszowskiej policji. - Gdyby nie zatrzymali się na policyjnej blokadzie, mogli zginąć. Zostaną przesłuchani i ustalimy motywy ich postępowania. Może się nawet okazać, że nie zostaną obwinieni o żaden występek - dodał Zbigniew Kocój po chwili refleksji. KRZYSZTOF ROKOSZ