Żołnierz został ranny podczas niekontrolowanej eksplozji materiału wybuchowego w trakcie ćwiczeń na poligonie w Nowej Dębie. Podhalańczycy, za pomocą ładunków wybuchowych, mieli przygotować wykopy pod działa samobieżne typu "goździk". Eksplozja nastąpiła mimo, że tak zwana zapalarka, była odłączona od ładunku. Lekarze opiekujący się dwudziestopięciolatkiem dalecy są od stwierdzenia, że jego zdrowiu nie grozi już niebezpieczeństwo. Drugi z żołnierzy, który po eksplozji trafił do szpitala, właśnie opuszcza oddział chirurgii. On pewno nie wróci już do służby. Dwójka pozostałych żołnierzy tuż po wybuchu i zaopatrzeniu przez wojskowego lekarza wróciła do służby. To już drugi przykry incydent, do którego doszło w tym roku na poligonie w Nowej Dębie. Na początku czerwca po ostrym strzelaniu spłonęło około trzystu hektarów lasu, łąk i nieużytków. Leśnicy oszacowali straty na ponad dwieście tysięcy złotych, w tym koszta pracy samolotów gaszących ogień. Dotychczas Lasy Państwowe nie dostały z Ministerstwa Obrony Narodowej żadnej odpowiedzi. RMF FM Rzeszów Krzysztof Powrózek