"Paskuda" ze stawów przecieka coraz głębiej. Jeżeli wyżre sobie drogę do głębinowego zbiornika, stalowowolanie będą woleli pić deszczówkę, niż wodę z kranu. Stawy są pozostałością po "radosnej" gospodarce odpadami w Hucie Stalowa Wola. HSW nie była oryginałem, bo wszędzie wylewało się wszelakie świństwo, do otwartych rowów. Problem w tym, że w hucie, ze względu na jej specyfikę produkcji, tego świństwa było więcej, niż gdzie indziej. Do stawów nikt już nie wlewa oleistych cieczy, ale i tak, są one bardzo niebezpieczne. Powiedział o tym Andrzej Jagusiewicz, główny inspektor ochrony środowiska, podczas niedawnej wizyty w Rzeszowie. Minister późno się dowiedział - Zanieczyszczenia zaczynają się przedostawać do wód gruntowych - mówił szef GIOŚ. - Minister dowiedział się o tym niedawno i w tym roku nie da się z tym nic zrobić. W przyszłym roku wciągniemy stalowowolskie stawy na listę bomb ekologicznych do likwidacji. Kilka miesięcy temu, stawy stały się własnością miasta. Huta oddała je miastu, wraz z kilkoma innymi działkami. Miastu brakuje terenów inwestycyjnych i zgodziło się wziąć ekologiczny problem na swoje konto. Teraz będzie musiało znaleźć kilkadziesiąt milionów złotych, na likwidację mogilników. Inspektorom cierpnie skóra - Huta i tak nigdy nie dostałaby pieniędzy na likwidację osadników, a my i tak balibyśmy się o studnie głębinowe - twierdzi Andrzej Szlęzak, prezydent Stalowej Woli. - Liczę, że Ministerstwo Ochrony Środowiska nie wycofa się z deklaracji i nasze osadniki znajdą się na liście bomb. Szlęzak zapewnił, że jakość wody w stalowowolskim wodociągu nie budzi zastrzeżeń. - W kilku studniach są lekkie przekroczenia chromu, ale w dopuszczalnych granicach. Nie wiem skąd minister Jagusiewicz dowiedział się o zanieczyszczeniu wód gruntowych przez to, co jest w osadnikach, bo my o czymś takim nie wiemy - powiedział prezydent Stalowej Woli. Jego słowa potwierdzają inspektorzy ochrony środowiska, choć od jednego z nich usłyszeliśmy, że "cierpnie mu skóra na myśl o osadnikach". Skóra nie cierpnie zbieraczom złomu. Forsują oni ogrodzenie i grzebią w brunatnej mazi w poszukiwaniu metalu. Nikt im nie jest w stanie wytłumaczyć, że w stawach jest pełno metali, ale takich, którymi nie są zainteresowane punkty skupu złomu. Jerzy Mielniczuk