Rodzice dziesięcioletniej Natalki nie ukrywają uczuć w kolejny dzień urodzin swojej księżniczki. Płaczą i śmieją się zarazem. Natalka jest szczęśliwa. Nie może już mówić, ale to mówią jej roześmiane w tej chwili oczy. Otrzymała wiele prezentów. Natalka uwielbia poezję. Zasłuchana, poważna i śliczna, rzeczywiście wygląda jak bajkowa księżniczka. Do Natalki i jej rodziców przychodzą przyjaciele z hospicjum domowego. Natalka wie, że umrze, codziennie wita więc wszystkich i żegna. Czuje, jak bardzo jest kochana, a oni czują, jak ona bardzo kocha ich. Do zobaczenia! - mówią pocałunki i pieszczoty. W domu Dorota walczyła z rakiem wiele lat. Umarła miesiąc temu. We własnym domu. Kiedy uchodziło z niej życie - córka i syn trzymali ją za ręce. Na jej twarzy pozostał łagodny uśmiech. Brat Doroty prosi, aby w imieniu całej rodziny podziękować mieleckim wolontariuszom za wspaniałą opiekę, jaką otoczyli jego siostrę. Mówi: - Przez ostatnie pół roku moja siostra była już tylko roślinką. Gdyby nie bardzo specjalistyczna pomoc, nie wiem, czy sami dalibyśmy radę odejść jej tak spokojnie. - Nie nam należą się podziękowania - podkreśla z całym naciskiem Irena Michońska - szefowa wolontariuszy z mieleckiego hospicjum domowego. - Dorota nadzwyczaj cierpliwie znosiła swoją chorobę, ale nie mniej cierpliwi okazali się jej najbliżsi. Córka poświęciła matce ostatnie pół roku, otaczając ją miłością. Powierzyła opiece innych własne, półroczne dziecko, aby być z matką w tych trudnych momentach. Syn pomagał we wszelkich pracach pielęgnacyjnych, z powodzeniem wykonywał je też sam. Tym dzieciom i tej rodzinie należą się hymny pochwalne. Serce na dłoni Hospicjum domowe jest stowarzyszeniem, które działa na rzecz chorych w terminalnym okresie choroby nowotworowej. Mieleckie hospicjum powstało pięć lat temu z inicjatywy parafii pw. Matki Bożej Nieustającej Pomocy. W tej chwili pracuje w nim 20 wolontariuszy: lekarze i pielęgniarki, księża i osoby o przeróżnych zawodach. Wśród nich są tacy, którzy sami przeżyli dużo, bo ktoś bliski im zmarł, komuś matka, komuś mąż. Zespołem opiekuje się wspomniana już doktor Irena Michońska. Pani doktor od paru lat jest na emeryturze, ale nie daje za wygraną. Zamieszkała w Mielcu pół wieku temu, zna życie od strony pogotowia ratunkowego i szpitalnego oddziału zakaźnego, którego ordynatorem była przez 30 lat. Koordynatorem hospicjum jest ksiądz Krzysztof Dynarowicz...Wszyscy pracują charytatywnie. Tutaj nie ma mowy o pieniądzach. W tej pracy trzeba mieć serce na dłoni. Pani, która dla Doroty piekła szarlotki i robiła wiele różnych rzeczy, kiedy Dorota nie mogła już sama zrobić nic, mówi to samo, co pani doktor: - Ja lubię tę pracę, lubię pomagać innym, taką mam naturę. Obowiązuje tajemnica Nie każdy może zostać wolontariuszem. Powinien to być człowiek o nieskazitelnej uczciwości, dyskretny, cierpliwy, ciepły. Wolontariusz zna każdy zakamarek domu i duszy jego mieszkańców. Ma do czynienia z przeróżnymi sprawami. Ma wiele problemów, w tym natury psychologicznej. Może jednak zawsze liczyć na wsparcie zespołu. Ich obowiązuje tajemnica i przysięga: lekarska, pielęgniarska, prawna, konfesjonału. Wobec swoich podopiecznych, ich rodzin, ludzi, Boga, wobec siebie samych. Nie wtrącają się do leczenia, jakie stosuje lekarz prowadzący chorego, najczęściej lekarz rodzinny. Lekarze jednak często korzystają z bogatego doświadczenia koleżanek i kolegów - wolontariuszy. Pielęgniarki - wolontariuszki wykonują ciężkie prace specjalistyczne i uczą rodzinę, jak to się robi. Pozostali pomagają we wszystkich pracach domowych. Wszyscy potrafią słuchać. Z uwagą. I normalnie, szczerze, po ludzku porozmawiać. Dary Ogromnie ważna jest też innego rodzaju pomoc. Stowarzyszenie działa jak coś w rodzaju wypożyczalni sprzętu. Wszystko pochodzi z darów. Nie jest tego za wiele, ale jakżeż ułatwia pracę. Tak więc mają do dyspozycji: dwa wózki inwalidzkie, specjalny, przeciwodleżynowy materac, specjalne łóżko rehabilitacyjne. To jest drogi sprzęt, na który nie każda rodzina może sobie pozwolić. Siłą rzeczy trzeba je podzielić wśród podopiecznych. Brakuje wielu rzeczy. Sponsorów nie jest jednak za wielu. Może czas to zmieni. Spośród 20 wolontariuszy każdy ma "swojego" podopiecznego. I chociaż pracują w zespole, to jednak wcale nierzadko przywiązują się do swoich podopiecznych. Jedni uczą się od drugich. Dają serce za serce. Czyż to nie jest najpiękniejsze podziękowanie? kturz