- Byłem zazdrosny, ale w granicach rozsądku i przez głowę mi nie przeszło, że mogę zabić. Z aktu oskarżenia, którego zarzuty odczytał wczoraj przed Sądem Okręgowym w Rzeszowie prokurator Krzysztof Sebastianka z Dębicy, wiemy, że do tragicznych zdarzeń doszło w tym mieście 10 czerwca ub.r. nad ranem, w mieszkaniu na I piętrze bloku przy ul. Cmentarnej. Dziewczyna Michała G., 21-letnia Ewa K., wróciła tu z koleżanką z grilla, a po chwili wszedł też odprowadzający je kolega, 22-letni Tomasz W. Nie wiedzieli, że wewnątrz czekał (spał w ubraniu) Michał G., który dostał się tu po rynnie przez uchylone okno. Michał G. już wcześniej miał pretensje do Tomasza W., że przed tygodniem spędził noc w mieszkaniu Ewy i nawet obaj szarpali się i pobili o to. Wczoraj wyznał, iż podejrzewał ją o cielesną zdradę. Jednak uwierzył dziewczynie, że nic między nimi nie było i wrócił do zajmowanego przez nią mieszkania. Ale kiedy rozbudzony ujrzał w oświetlonym przedpokoju niechcianego rywala, rzucił się do niego z nożem kuchennym i zadał mu kilka ciosów w klatkę piersiową i brzuch, po których Tomasz W. zmarł. - To rozegrało się nagle - wyjaśniał wczoraj Michał G. - Ja nie wiem, skąd nóż znalazł się w mojej ręce, bo nie przewidywałem, że Tomasz W. zjawi się tu nocą z Ewą. Zadałem nożem ciosy, ale kiedy uświadomiłem sobie, że mogłem mu coś zrobić, odrzuciłem go. Ja nie chciałem go zabić, żałuję tego i przepraszam matkę Tomasza, bo wiem, jaka to dla pani ogromna tragedia. Matka zmarłego - Bogusława Z., która występuje w procesie jako oskarżycielka posiłkowa i powódka cywilna (wniosła pozew o wysokie odszkodowanie), słuchała tego ze spokojem. Zeznając jako świadek przyznała, że tydzień wcześniej spokojny i dobrze ułożony syn nocował u jakiejś koleżanki i była zaniepokojona, kiedy wrócił z rozciętą wargą i guzem na czole. Czyniła mu nawet wymówki, że wpadł w złe towarzystwo. Rozprawa, której przewodniczy sędzia Zdzisław Kulpa, będzie kontynuowana dziś. JANUSZ KLICH