19 rajców było za. Wstrzymali się od głosu: Jerzy Kozielewicz (PiS) i Bronisław Żak (Forum Mieszkańców), a Janusz Kotulski (Stalowa Wola Naprzód) - choć obecny na sesji - nie podniósł ręki wcale. Kłamstwa i manipulacje. Tylko czyje? Zanim do głosowania w ogóle doszło, radni z koalicji wręcz rzucili się na Dariusza Przytułę z PO. Bo ten upublicznił nagranie dyskusji członków trzech komisji z 20 listopada. Słychać na nim, jak radni z PiS, Stalowa Wola Naprzód i Forum Mieszkańców, choć publicznie obiecywali rodzicom doprowadzenie do kompromisu z prezydentem, w kuluarach blokowali powstanie podwyżkowej uchwały. A zdaniem Przytuły i radnych z opozycji, blokowano tym samym kompromis w sprawie przedszkoli pomiędzy prezydentem a rodzicami. Jednak radny Lucjusz Nadbereżny z PiS przekonywał, że nie ma za co przepraszać rodziców. - Ta sprawa została wykorzystana do walki nie tyle politycznej, co partyjnej. Radni PiS zostali oskarżeni o manipulację, kłamstwo, granie rodzicami przedszkolaków. To kłamstwo, że my blokowaliśmy kompromis. 20 listopada nie było żadnej woli kompromisu ze strony pana prezydenta. I abstrahowanie od tego faktu jest kłamstwem, manipulacją i nieprawdziwym oskarżeniem. Polityczny mobbing, esbecki system Radny Janusz Kotulski swoim zwyczajem "przejechał" się po prezydencie. Było to o tyle łatwe, że Andrzej Szlęzak znów nie był obecny na sesji. Podpisywał w Rzeszowie aneksy do umów inwestycyjnych. - Nie było rozmów ze związkami zawodowymi, radnymi czy przedstawicielami przedszkoli. Było: do piaskownicy, podwyżki albo diety, mnie to wali. To są cytaty z prasy - zarzucał Janusz Kotulski. A potem Kotulski zgromił radnego Dariusza Przytułę: - Ogon się podkuliło i esbeckim systemem nagrało się komisję. Nagranie kogoś bez jego wiedzy? Trzeba mieć wychowanie... - oburzał się Janusz Kotulski. - Pan kłamie - próbowała prostować radna Joanna Grobel-Proszowska (SLD), bo wiceszef rady Kotulski dobrze wiedział, że posiedzenie komisji jest nagrywane. Radny jednak się nie zrażał: - A skąd miał pan taśmę? Ja przeżyłem stan wojenny. I nie będziecie w tym kraju nas napadać. Ja się nie boję się tego "szczurostwa". Pan robi takie rzeczy, jakich ja bym się wstydził. Wszystkich można nagrać, nagrywało się i podsłuchiwało się księży. Ja się tego nie bałem, bo jak szedłem do pracy, to podnosiłem słuchawkę i pozdrawiałem oficera dyżurnego, który mnie podsłuchiwał 24 godziny na dobę - grzmiał Kotulski i zarzucił Przytule oraz Szlęzakowi "polityczny mobbing". Że ja to ujawniłem? Po wypowiedzi wiceprzewodniczącego radny Przytuła podszedł do stołu, przy którym siedzi Janusz Kotulski i podniósł leżący tam włączony dyktafon. Ta sesja też była nagrywana. - Niech pan zobaczy. To jest właśnie ten dyktafon, to nie jest esbecki przedmiot. Tylko dyktafon, którym nagrywane są sesje i komisje. Służy do protokołowania tych spotkań. I to są materiały jawne, każdy ma do tego dostęp: dziennikarze, radni, mieszkańcy. On tutaj cały czas leży, na każdej sesji, na każdej komisji. Pan też może to "podsłuchiwać". A że ja to ujawniłem? To nie jest moja wina, że się skompromitowaliście. Mieszkańców nie było na komisjach, ale byli radni i oni wiedzą, co tam naprawdę się stało - tłumaczył radny, pokazując urządzenie do nagrywania. Czego nie widzieli rodzice Dyskusją zniecierpliwieni są rodzice i pracownicy przedszkoli, którzy w kilkudziesięcioosobowej grupie przysłuchiwali się obradom. - Zakończcie tę polityczną polemikę, zakończcie te potyczki. Prosimy o uchwalenie podwyżek. Niech to wreszcie się zakończy. Chcemy mieć już spokój - przekonywała radnych Jolanta Ciba-Powęska z tej grupy. Ale nim radni zakończyli, słowa radnego Dariusza Przytuły potwierdziła radna Joanna Grobel-Proszowska (SLD), przypominając kulisy ujawnionego nagrania z 20 listopada. - Tego dnia radni trzech komisji spotkali się tuż po sesji, na której między innymi pani Ciba mówiła, że rozumiecie trudną sytuację przedszkoli i wyrażacie ewentualną zgodę na podwyżki. Na takie, na które was stać. Wysokość podwyżek została sprecyzowana. A połączone komisje miały przyjąć te propozycje, tylko po to, żeby nie było drastycznych rozwiązań w przedszkolach - mówiła Proszowska. - Byłam zdumiona, że za wyjątkiem kilku radnych nie ma na to zgody. A sam przewodniczący, Stanisław Cisek mówił, że radni zajmą się propozycją podwyżek - taką, jaką akceptują rodzice. Tak się wtedy nie stało i nie rozumiem tego "świętego oburzenia". Niech pan pisze życzliwie Ostra dyskusja trwała w sumie godzinę. Od radnych dostało się także dziennikarzom, którzy śmieli napisać o niewygodnej dla koalicji sprawie. - Niech pan pisze życzliwie - pouczała dziennikarza "Sztafety" radna Maria Rehorowska. Miała żal, że po spotkaniu w kinie "Ballada" dziennikarze napisali, że radni się lansują, występując wtedy przed kamerami TVN 24 i przed rodzicami. Jeśli jednak tak nie było, to zastanawia fakt, dlaczego z tych radnych, którzy pchali się w "Balladzie" przed kamery, pod projektem podwyżkowej uchwały podpisał się tylko jeden - przewodniczący rady Stanisław Cisek. A przecież na tę uchwałę czekali rodzice. - Naprawdę tak było? Nie wiedziałam, bo nie znam na tyle radnych - dziwiła się jedna z matek, gdy dziennikarze powiedzieli jej o tym już po uchwaleniu podwyżek. A podwyżka przedszkolnych opłat wchodzi w życie od stycznia. 170 złotych opłaty miesięcznej zostanie podzielone przez liczbę dni roboczych, a rodzic zapłaci jedynie za te dni, w których jego dziecko było w przedszkolu. Opłata za 2 dziecko wyniesie 130 zł. Do tego dojdą oczywiście koszty wyżywienia i za zajęcia dodatkowe. - Podwyżka to tylko jedna z form zwiększenia środków na przedszkola. Przy pracy nad budżetem znaleźliśmy na nie także dodatkowe środki - przypomina przewodniczący Stanisław Cisek. Co z pracownikami przedszkoli? Radni powołali także komisję, która ma zająć się analizą zatrudnienia w przedszkolach. I tym, czy rzeczywiście zwolnienia pracowników są potrzebne. W skład komisji weszło 5 radnych: Ewa Kosak (SiP), Joanna Grobel-Proszowska (SLD), Andrzej Barwiński (PO) oraz Janina Sagatowska i Lucjusz Nadbereżny (obydwoje PiS). Warto dodać, że z wszystkich stalowowolskich przedszkoli prezydent miasta polecił zwolnić około 100 osób. Dyrektorki miały czas do 1 grudnia, by wręczyć wypowiedzenia. Nie zrobiły tego, więc teraz Andrzej Szlęzak zagroził zwolnieniami samym dyrektorkom. - To nie będzie proste, muszę się prawnie zabezpieczyć. Ale nie ma ludzi nie do zastąpienia. Już szukam nowych osób, które pokierują przedszkolami. W poniedziałek, 21 grudnia, o godzinie 16 Andrzej Szlęzak zamierza w Urzędzie Miasta ponownie spotkać się zarówno z rodzicami przedszkolaków jak i pracownikami przedszkoli. Autor: Tomasz Gotkowski